niedziela, 8 kwietnia 2018

Miarculum Rozdział XXXV

Zakończenie roku szkolnego, pierwszy rok nauki za pasem i wszyscy cieszą się, że udało im się przebrnąć przez kolejny rok edukacji. Bądź co bądź, każdy, nawet największe mole książkowe,  zaawansowane pupilki nauczycieli i oczywiście cisi kujoni byli szczęśliwi z tego faktu. Czas leci szybko, przepływa przez palce jak ciecz, której kolor zależy od prowadzonego przez nas życia. Potoczne "zakończenie" uświadamia jednak, że staliśmy się starsi, że teraz czeka nas wejście na kolejny szczyt, że świat nie poczeka na nas z pokorą, jeśli zechcemy zwolnić nasze dotychczasowe tempo. Toteż, nie warto rozpamiętywać przeszłych zdarzeń, a zatrzymanie się na nich niewiele daje. Ale są rzeczy, których nie da się odtrącić, póki nie zostaną rozwikłane.

- Marinette! - zawołała Alya biegnąc za przyjaciółką, która, jak tylko skończyła się ceremonia, wyszła ze szkoły.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Szła dalej szybkim krokiem, ze spuszczona głową, pustym wzrokiem obserwując uciekające pod jej stopami kostki chodnika. Alya zatrzymała się. Nie goniła jej, zdawała sobie sprawę, że to nic nie da, było już tak od kilku dni i wciąż nie wiedziała, co się stało. Zauważyła podobną zmianę w zachowaniu u Adriana. Spodziewała się, że mogli się poważnie pokłócić, ale zdawało się jej to niemożliwe. Edith zeszła gdzieś na drugi plan, nie widywała jej teraz za często, jedynie lekcje były czasem, gdy mogła ją zobaczyć na pewno, gdyż nigdy nie opuszczała zajęć. Jednak, ze względu na kończący się rok szkolny, nie będzie w stanie już dłużej obserwować tej trójki. Co ich w ogóle ugryzło?!

Adrian siedział przy długim stole w jadalni, gdzie jak zwykle przebywał samotnie. Oczywiście zawsze kompanii dotrzymywał mu Plagg, ale to nie to samo, co spożywać posiłek z przyjaciółmi lub w rodzinnym gronie - nawet, jeśli zalicza się do niego tylko ojciec. Wstał wściekle, o mało nie przewracając krzesła i ruszył do swojego pokoju. Nie mógł na niczym się skupić. Tamtego dnia nie udało mu się dogonić Marinette, zniknęła mu całkowicie z oczy w kilka sekund. W szkole go unikała. Dlaczego? Wparował do łazienki i nachylił się nad umywalką. Może wcale jej się nie podobał i poczuła się obrzydzona pocałunkiem? Właściwie to nigdy nie powiedziała, że go kocha, ani nic takiego. Widziała go tylko jako partnera. Z jakiej racji ubzdurał sobie, że ma w ogóle jakieś szanse? Może stał się zbyt pewny siebie? Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Zaparowane zwierciadło zakrzywiało jego twarz w każdą możliwą stronę, tworząc karykaturalny portret chłopaka. Uśmiechnął się zgorzkniale do swojego wizerunku i przetarł, jeszcze bardziej je rozmazując. Był na siebie wściekły, jednocześnie torturując się poczuciem winy za zniszczenie ich przyjaźni. Co on w ogóle sobie myślał? Że nowe życie rozwinie przed nim czerwony dywan z płatków róż by się nie zranił?
- Zaczynam żałować, że zdecydowałem się pójść do szkoły...- szepnął.
Nagle, usłyszał głośny odgłos, coś w rodzaju dudnienia. Wyszedł z łazienki i w tym samym momencie ciemna postać śmignęła za jego oknem, muskając szyby. Adrian natychmiast zrozumiał, że to Edith z potężnym impetem spadła na ziemię. Podniosła się chmura pyłu, a za chwilę wyłoniła się z niego poobijana dziewczyna. Chłopak zaczął szukać napastnika, ale nie widział go z tego punktu, choć brązowe pociski przelatywały przed nim gęsto, trafiając zbyt blisko Wrony. Dopiero teraz zauważył, że jej lewemu skrzydłu wciąż brakuje piór, przez co jej lot był z lekka niezdarny. Nie zastanawiał się więcej. Pobiegł w stronę wyjścia, szerokim łukiem omijając Natalie, która wyraźnie miała do niego jakąś sprawę, ale nie dał jej możliwości wypowiedzi. Gdy wybiegł na zewnątrz i wydostał się za mury domu, dokonał szybkiej transformacji, wcześniej upewniając się, że nikogo nie było w pobliżu. Ruszył z odsieczą. Wyłonił się zza zakrętu i na powitanie niemal oberwał bardzo niezdarnym pociskiem nowej Akumy. Przyjrzał się zainfekowanemu mężczyźnie. Jego włosy uderzały szkarłatnym kolorem, sterczące i powyginane we wszystkie strony, wybijając się na tle mlecznej skóry, ubrany w brązowego strój i czarny fartuch. Przy jego pasie wisiały różnego rodzaju miarki i miareczki, a w dłoni trzymał coś podobnego do szklanego dzbanka z ciemną, gęsta cieczą w środku - prawdopodobnie kawą. Rozlewał napój dookoła z wielką precyzją, celując dokładnie we Wronę. Dziewczyna zobaczyła swojego kompana i uśmiechnęła się lekko, przez co prawie oberwała kawowym pociskiem.
- Cześć… - przywitał się niemrawo chłopak, dołączając do niej.
- Hejka… - odparła niemal bezgłośnie, szybko odskakując przed kolejnym atakiem.
Schronili się za budynkiem, ale wiedzieli, że ta ochrona na długo im nie starczy.
- Pomysły? - zapytał z rezygnacją.
- Jak widać, to sobie nie radzę… - odparła nieco agresywnie. Wyglądała na wściekłą, ale szybko odetchnęła próbując się uspokoić - Za dużo negatywnych emocji - dodała.
- Rozumiem cię… - stwierdził, ale nie zdążył nic dodać.
- Ładnie sobie ucinać pogaduszki w ciemnym kącie?- zadrwił ich przeciwnik - Może podać filiżankę kawy? - zawył ze śmiechu, po czym zaatakował ich salwą pocisków.
Zdołali mu umknąć, choć nie łatwo, ale zaraz oblepiła ich biała, pienista, lepka maź, przygważdżając ich do ziemi. Zaczęli się wyrywać, ale kiedy nic to nie dało, spojrzeli desperacko po sobie.
- Jak podoba się wam spienione mleczko? - spytał z nieukrywaną pogardą - W kształcie wielkich superbohaterów Paryża! Czyż to nie arcydzieło?
- Wpadliśmy w lepkie opały czyż nie?- dodał Kot imitując zakumatyzowanego mężczyznę.
Ten spojrzał na niego z gniewem, a Wrona przekręciła oczami słysząc ten "żart stulecia". Pomyślała, że gdyby miała taką możliwość, to sprzedała by mu pstryczka w ucho. Rozjuszony przeciwnik wykrzywił się w złowieszczym uśmieszku.
- Dobrze… - zaczął złośliwie - Chciałem was tak zostawić, ale sami się prosicie! - zawołał, rozrzucając wokół nich ziarna kawy.
Czarny Kot nie był wstanie powstrzymać rechotu, który nagle wybuchł z niego pełną parą.
- Mają nas zjeść gołębie? - spytał, gdy już lekko się uspokoił.
- Och nie… - odparł mu złoczyńca z politowaniem - Nie będę tak okrutny jak one. Zrobię to szybko i z klasą... wysadzając was w powietrze!
Bohaterowie poczuli nagłe uderzenie gorąca, gdy małe ziarenka zaczęły piszczeć, coraz szybciej i szybciej.
- Jest źle... - szepnął chłopak.
- Tyle to ja sama widzę! - odpowiedziała mu poirytowana Wrona.

Usłyszeli ostatni przeciągły dźwięk, po czym rozległ się potężny huk. Podniósł się kurz z ulic i pył z wysadzonych obiektów. Oboje zamrugali, nie wiedząc właściwie co zaszło. Jakim prawem wciąż byli w jednym kawałku? Gdy dym z wreszcie opadł zobaczyli, że otacza ich twierdza z żelaznych banerów i ekranów. W jednym wylocie z stalowego muru, u góry, nieco oślepieni, zauważyli postać w czerwonym stroju w czarne kropki.


Wow! Nareszcie udało mi się to wstawić, hehe. Tradycyjne przepraszam i liczę, że się nie gniewacie.
~Psycha

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Miraculum Rozdział XXXIV

- O nie! Zaraz znikną nasze transformacje!- przestraszyła się Biedronka.
- Co robić, Moja Kochana?- spytał Kot.
- Sfruwamy stąd, ale już!- zarządziła i zniknęli gdzieś za budynkami, z dala od ludzi.
Przeskoczyli nad paroma dachami, niosąc teraz nieprzytomną Wronę, ale ich czas dobiegał końca. Wskoczyli w jakiś ślepy zaułek i położyli przyjaciółkę pod ścianą. Ich miracula zapiszczały po raz ostatni.
- Odwracamy się!- krzyknęła jeszcze szybko Biedronka i ich transformacje zniknęły.
Zacisnęli oczy, po czym oparli się o swoje plecy. W blasku światła pojawiła się Tikki oraz Plagg.
Gdy zauważyli się wzajemnie na ich buźkach pojawił się wyraz zdziwienia. Ich właściciele stali odwróceni od siebie.
- Co się stało?- zapytała czerwona Kwami.
- Długo by opowiadać.- odparła Marinette szperając w torebce po omacku.- Proszę, twoje ciastko.- wyciągnęła do niej smakołyk.
- Dziękuję.- powiedziała i zaczęła zajadać.
- A mój camembert?- jęczał Plagg.
- Wybacz, nie wziąłem.- przyznał Adrian.
- No weź! Czemu Tikki ma jeść, a ja głodować?- zrzędził.
- Ty nic tylko byś jadł.- zaśmiała się Kwami.
- Tak, ale musimy się zastanowić: co teraz? - spytała dziewczyna.- Nie możemy poznać swoich tożsamości, a... Plagg nie jest w stanie odzyskać energii bez... camemberta?
- Dokładnie, Biedroneczko!- zawtórował jej czarny kotek.- Wyszła nam tu ciekawa sytuacja. Mógłbym rzec, wręcz kotastyczna!
- A ty jak zwykle swoje...- westchnęła Tikki, kończąc swoje jedzenie.- Jestem gotowa!
- Świetnie. W takim razie przemieniam się.- powiedziała Marinette.- Pójdę pierwsza, i obiecuję, że nie będę podglądać...
- Już odlatujesz Biedroneczko?- miauknął płaczliwie Plagg, choć w jego głosie ewidentnie dało się wyczuć sarkazm.
- Tak...- odparła stanowczo, ale z lekkim przekąsem.- Tikki, Kro-
- Poczekaj!- zawołał Adrian odwracając się i na oślep łapiąc jej rękę.
- Kocie, co ty-
- Przepraszam!- znów jej przerwał i zacisnął mocniej uścisk na jej nadgarstku.- Bo widzisz, mam wrażenie, że muszę to teraz powiedzieć, więc...
- Co cię tak nagle ugryzło?- Marinette ogarnął niepokój spowodowany nagłą zmianą w zachowaniu partnera.
Poczuła, że lada moment może otworzyć oczy, jej kompan nigdy się przecież tak nie zachowywał.
- Nic. Biedronko, ja...- zawahał się chwilę, po czym zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie i mocno objął.- ... Kocham Cię...- szepnął i wstrzymał oddech.
Dziewczyna zszokowana, zaniemówiła. Gdy się wreszcie ocknęła, spróbowała się lekko wyswobodzić.
- Kocie, teraz nie pora na twoje wygłupy...- zaczęła cicho.
- To nie są wygłupy...- odparł Adrian, z lekką irytacją.
- Eh?
- Nie bądź taka zaskoczona.- westchnął ciężko.- Kocham Cię... mam wrażenie, że powiedziałem ci to już tyle razy, że jest to oczywiste, ale nie wyglądało na to, że to do ciebie dociera.- ścisnął ją mocniej.- Wiem, że uważasz mnie mnie za flirciarza, ale... ja naprawdę... Cię Kocham...
Mari poczuła jak łzy tłoczą się do jej oczu. Kochała Adriana, a jednak... wyznanie Czarnego Kota całkowicie ją zbiło z nóg. Była szczęśliwa. Zaczęła się zastanawiać czy nie czuła czegoś też do niego, swojego towarzysza w tylu przeciwnościach losu. Kiedy stał się dla niej kimś więcej niż przyjacielem? Jej ręce samowolnie go przytuliły. 
- Kocie... ja...- chlipała cicho.
- Przepraszam...- usłyszała go po raz kolejny, a zaraz po tym poczuła jak ją całuje.
Jego usta były ciepłe, lekko drżały, co wskazywało na to, że był zdenerwowany. Przyjemne uczucie wypełniło jej brzuch, coś w rodzaju motylków. Co się właściwie stało?
Pocałunek trwał tak długo, aż w końcu zabrakło im oddechu. Wtedy, delikatnie się od siebie odsunęli i zapominając o tym, że nie mieli na sobie masek, otwarli oczy, spoglądając wprost na siebie. Moment, w którym zrozumieli kto przed nimi stał, stał się chwilą w której oboje całkowicie poczerwienieli na twarzy. 
- A-adrian?!- wydukała Marinette.
- Marinette?!
Zaskoczenie było wyczuwalne u nich, obu. Wtedy nagle do dziewczyny nagle wróciły zdrowe zmysły. Jej buzia stała się całkowicie czerwona, odskoczyła od chłopaka i wzięła głęboki wdech.
- Mari- -chciał się odezwać Adri.
- Tikki, kropkuj!- krzyknęła szybko, po czym uciekła na swoim jo-jo.
- MARINETTE!- zawołał za nią, ale był pewny, że nie usłyszała.
- No co robisz...- usłyszał z boku.
Spojrzał w tamtą stronę i napotkał łagodny wzrok Edith, która trzymając się za głowę siedziała pod ścianą.
- Edith!- podbiegł do niej.
- Zostaw mnie.- zatrzymała go w pół kroku.- Lepiej pędź za nią!
- Ale...
- Biegiem!- warknęła.
Arian spojrzał na nią bezradnie, po czym spojrzał tam gdzie znikła Mari. Zwrócił się do przyjaciółki z lekkim skinieniem głowy:
- Na razie...
Popędził jak najszybciej potrafił za Marinette. Edith odetchnęła głośno i spojrzała, na swój tatuaż pod bluzką, jedno skrzydło było całkowicie zniszczone.
- I co ty na taki bieg zdarzeń, Mistrzu?- westchnęła, powoli wstając.

Jak zwykle mam zaszczyt przeprosić, że tak długo niczego nie dodawałam. No cóż, jeśli macie pomysł jak wam to wynagrodzić to czekam na propozycje.


niedziela, 31 grudnia 2017

CZĘŚĆ 4

Rozmowa Marinette, Edith(Psycha), Ayli i Adriana(Fresa)

Chwila po zakończeniu rozmowy z Adrianem.

- Jestem! *podbiega do Alyi* (Marinette)
- Ooo super i jak było? (Adrian)
Em... jakoś?
Opowiadaj. Bo nie wiem, czy mam iść mu dokopać, czy jednak nie.
- Nie nie. Bo widzisz... *opowiada wszystko*
- Ooo~! Gratulacje Mari!
- Wiem.
- Tylko pamiętaj nie improwizuj
- Wiem, wiem.
- I bądź sobą. Tylko uważaj żeby znowu nie wejść do męskiej łazienki.
- Hej! To był przypadek!
- Tak, tak. A co było z tą wiadomością głosową?
- Jaką wiadomością głosową? *głupia mina sugerująca zwycięstwo, gdyż nie została ona nigdy odsłuchana*
- Tą którą nagrałaś, ale koniec końców udało się ją usunąć.
- Hehe.
- No kochana pamiętaj Adriana może i dasz radę oszukać, ale mnie nigdy. Jak również niczego przede mną nie ukryjesz. A tak właściwie to skąd on wiedział? Mari powiedziałaś mu o tym?

Wtrącają się fragmenty rozmowy Adriana i Edith.

- Gratuluję. Bardzo łagodnie rozegrane kiciusiu. *Edith podchodzi do Adriana* (Edith)
- Dziękuje Edithko. *odwraca się w jej stronę* (Adrian)
Nie. Nie. Jasne że nie. Edith mnie wyręczyła. (Mari)
Co?! Jak ona mogła?! (Alya)
- Nie ma sprawy.
- To był wypadek.
Jaki wypadek?
- Rozmawiała z nim jakiś czas temu i tak jej się palnęło.
Jak znam ciebie to pewnie spanikowałaś...
- Ehehehe... *rumieniec*
- Oj Mari.
- No co...
- Założę się, że gdybyś wcześniej z nim porozmawiała to rozmowa potoczyłaby się tak samo.
- Chwila... Edith? Skąd ty wiesz jak przebiegła ta rozmowa? Przecież cię tam nie było...
- Nie. Nie sądzę. Pewnie Edith już go nastraszyła, że mu kark ukręci jak mnie skrzywdzi.
- Em,,, hehe tak po prostu?
- Hahaha. Mari jak ty coś wymyślisz to masakra jakaś. Skąd w tobie jest tyle wyobraźni?
- Podsłuchiwałaś nas z ukrycia?!
- Bo ja wiem.
- Nie! Co ta za oskarżenia!?
- Edith przecież nie jest niebezpieczna. Prawda?
- No nie powiedziałabym... Potrafi wyrządzić krzywdę jak chce.
- Użyłaś swoich mocy! A jak niby inaczej miałabyś słyszeć naszą rozmowę?
- Spałam sobie na schodach nad wami.
- Że co proszę?
- Spałaś? Ale jak to?
- No tak, ty też byś umiała.
- No normalnie. Wczoraj miałam patrol i trochę się nie wyspałam.
- Ja? Niby jak?
- Ale dlaczego akurat na schodach nad nami?
- Hej! Ja byłam tam pierwsza, sami tam usiedliście!
- No jakby ktoś próbował mnie załatwić, to co, nie broniłabyś mnie?
- Ale spałaś tam w ludzkiej postaci czy...?
- Broniłabym. Tylko coś mi się zdaje, że to ty byś prędzej mnie obroniła niż ja ciebie.
- Ludzkiej. Jakby kto mnie przyłapał to fiu fiu...
- Czemu?
- Przepraszam, że o to spytam ale czyżbyś nie miała gdzie spać?
- Po prostu już nie raz widziałam cię w akcji.
- Nie. Ale co masz na myśli...?
- Hę?
- Tak się po prostu zdrzemnęłaś?
- No tak. Już nie raz widziałam ciebie w akcji, więc jestem pewna, że to ty byś mnie prędzej uratowała niż ja ciebie.
- Tak. Lepiej na przerwie, jak na lekcji.
- Kiedy?
- W sumie racja...
- Oj uwierz mi, często. Naprawdę często.
- Jaśniej proszę...
- Ale teraz gadaj o co ci chodziło z tym spaniem czy czymś...
- To, że potrafisz się przeciwstawić Chloé i jak widzisz, że ktoś jest smutny, zły itp. starasz się go pocieszyć.
- Już nic.
- A, teraz rozumiem.
- Znów tchórzysz sierściuchu?
- A myślałaś, że o co mi chodziło?
- Nie ważne.
- Wcale nie tchórzę.
- Jak to nie ważne?
- Tak po prostu?
- To mów!
- Coś ukrywasz. Widzę to. Przyjaciółki widzą takie rzeczy
- Ja nic nie ukrywam. Przyjaciółki nie mają sekretów.
- Po prostu byłem nie doinformowany i tyle.
- Jaśniej proszę.
- Widzę to. Szkoda tylko, że najwidoczniej nie ufasz mi tak jak ja ufam tobie.
- Nie wiedziałem dlaczego śpisz na schodach ot co.
- Ufam ci Alya! Gdybym ci nie ufała nie mówiła bym ci o Adrianie!
- Em... oki?
- Ale jest coś co przede mną ukrywasz. Nie wiem tylko co ale wiem, że coś jest na rzeczy.
- Wygodnie ci było chociaż?
- Nie mam nic do ukrycia.
- To dlaczego się stresujesz?
- Nieprawda!
- Nie zbyt. Dach jest wygodniejszy.
- Mari. Znam cię nie od dziś.
- Myślałem, że to działka kotów. *zrobił tą swoją minę*
- A no widzisz...
- Wiem.
- I dlatego jestem świadoma tego, kiedy odczuwasz jakiekolwiek emocje. Widzę, że jesteś spięta, ponieważ nie chcesz bym się o czymś dowiedziała.
- Alya...Eh... to prawda. Mam przed tobą jeden dość spory sekret. Po prostu jeszcze nie jestem gotowa żeby ci go zdradzić.
- Tak swoją drogą ciekawe o czym rozmawiają dziewczyny. *skinął w ich kierunku*
- Czekaj... spróbuję podsłuchać. * pochyliła się nieco w bok*
- Dlaczego?
- Nie wiem. Nie czuję się na siłach żeby ci to powiedzieć. Za każdym razem, gdy próbuje jakby kołek staje mi w gardle.
- W coś ty się wplątała?
- Nie w nic. To akurat nic złego.
- I jak wiesz już coś?
- Więc dlaczego nie możesz mi po prostu powiedzieć, napisać, pokazać czy coś w tym stylu?
- Coś tam wiem, ale nie rozumiem sensu. Chyba Marinette wpakowała się w jakieś kłopoty, albo po prostu gadają o tobie.
- To....to skomplikowane.
- Co? W co ona się mogła wpakować?
- No nie wiem. Nie chce powiedzieć.
- Dlaczego? Proszę wytłumacz mi co jest takie skomplikowane, że nie jesteś w stanie mi tego powiedzieć.
- Przyjaźnisz się z nią nie podejrzewasz czegoś przypadkiem?
- Nie potrafię. Po porostu nie potrafię. Jeszcze nie teraz *odbiega i się chowa* Tikki, kropkuj!
- Marinette zaczekaj. Mari gdzie jesteś? Gdzie się schowałaś? Mari halo. Przepraszam. Proszę cię wyjdź z ukrycia. Nie będę naciskać. Proszę cię wyjdź.
- Owszem, ale nie mogę ci tego zdradzić. *zmienia się w powietrze i znika*
- *Mari z kryjówki* Tikki detransformuj mnie. *podchodzi do Alyi* Tu jestem.
- O Mari przepraszam. Naprawdę bardzo cię przepraszam. Nie chciałam proszę wybacz mi.
- Hej! Znowu rozmawiają. *pojawia się za nim*
- Edith! Na litość boską! Nie strasz ludzi! *spłoszony jak kocur po zobaczeniu ogórka*
- Nie to ty mi wybacz. Nie powinnam mieć przed tobą sekretów. Obiecuję ze kiedyś ci powiem, ale na razie nie potrafię.
- Hihi. Ja nic nie zrobiłam. *pstryka go palcem w ucho* Teraz zrobiłam.
- Dobrze. Dam ci tyle czasu ile będzie chciała. Tylko proszę nie uciekaj tak więcej. Strasznie się o ciebie martwiłam.
- Au! Wiesz, że maltretowanie zwierząt jest karalne?!
- Obiecuję i dziękuje *przytula*
*odwzajemnia* Nie ma za co.
- Hej! Ja cię tylko zaczepiam. Nie bierz tego pod zbrodnie. Wystarczy że tupnę, a ty będziesz dobre 10 metrów w górze.
- Chodźmy do klasy.
- Nawet nie zdążę się przemienić i użyć kici kija.
- Mari idziemy już na lekcje?
- Haha! Kici kij! Bo padnę! Hahaha!!
- Co chcesz? To moja broń, z resztą bardzo przydatna.
- Tak. Chcę zobaczyć minę nauczycielki, gdy zobaczy, że nie jestem spóźniona!
- To będzie jeden, wielki cud!
- Uahaha! Nie... haha... nie mogę ahaha!... oddychać...pfhahaha!
- Hihi. Idziemy!
- Ty kurde, bo serio z niego dostaniesz.
- Miny nauczycielki i reszty klasy będą po prostu bezcenne!
- Ja też mam badyl na wyciągnięcie ręki.
- Tak!! Haha
- Uważaj, bo cię zepchnę z tych schodów. Serio nie żartuję. Potrafię być niebezpieczny.
- Hahaha~.
- Nie dasz rady sierściuchu. Spiłuj pazurki, bo ci się nie przydają.
Al: Kto jest tym sierściuchem i dlaczego? *patrzą na nią zaskoczeni*  Niespodzianka. A co myśleliście, że się spóźnimy?
E: Nie hehe. *stuka raz jeszcze Adriana w ucho*
Ad: Aua! Syyyyy~! *zjeżył się*
E: Sierściuch...
Al: Czemu mówisz na niego sierściuch?
E: Zabawnie to brzmi *uśmiecha się niewinnie* Poza tym koty to takie spryciule jak on, więc czemu nie?
Ad: Ymmm no właśnie... *patrzy się podejrzliwie, a w jego oczach są takie dziwne błyski*
Al: A od kiedy on jest niby sprytny?
Ad: Przepraszam bardzo, ale to już sobie wypraszam.
M: Co to było? *do Alyi*
Al: No co? Od kiedy on jest niby sprytny mi powiedz?
E: Od dłuższego czasu, zwyczajnie stara się to ukrywać.
Ad: Ej a to co niby ma być? Dzisiaj jest jakiś dzień męczenie kotów czy jak? Upsss. Dobra zapomnijcie.
E:*face palm* Głupi sierściuch.
M: ...
Al: Przepraszam co? Jaki dzień? Czego? Kotów. Przecież ty nie jesteś kotem...ej czekaj czy ty aby nie jesteś...
E: Męczenia kotów. Nasz kolega sobie ubzdurał, że dziś to wszyscy są wyjątkowo wredni dla kotów.
M: A czemu?
Al: Czy ty jesteś...
E: Adri wam chętnie wyjaśni dlaczego tak twierdzi. Prawda? *wściekły wzrok*
Al: To ty jesteś Czarnym Kotem?
Ad: ...
M: ...
E: Hahaha, *histeryczny wybuch śmiechu* że on...? Czarnym Kotem.....? A to dobre... ja nie wiem jak wy, ale ja dziś same świetne żarty słyszę. Haha...
Al: A to oznacza, że to wy. Wrona, Biedronka i Czarny Kot. Mari czy to właśnie przede mną ukrywałaś?
M: ... *osłupiona*
Al: Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś?
E: Ej ty tak serio?
Al: Tak. To by wyjaśniało, to wasze dzisiejsze, dziwne zachowanie i to przezwisko.
M: Co się właściwie dzieje?
Ad: Ej stop, stop, stop. Tutaj nie ma żadnych super bohaterów, rozumiesz?
E: Przezywam go tak bo twierdzi, że dziś jest dzień krzywdzenia kotów. A ty Mari lepiej sobie usiądź.
M: Okej. *odchodzi kawałek się usiąść*
Al: No cóż właśnie się dowiedziałam, że to wy jesteście trójką naszych bohaterów.
E: Alya, proszę cię. Skąd te wnioski?
Ad: Ayla możesz wreszcie przestać snuć te swoje chore fantazje?
E: Adri spokojnie... Nic się nie stało. To tylko nie porozumienie
Al: Ale... to wasze dziwne zachowanie dzisiaj. Po za tym dowiedziałam się, że Mari ma przede mną jakiś wielki sekret. A oprócz tego jesteście do nich bardzo podobni.
E: Kto do kogo?
Ad: *szepcze* Edith znam ją dłużej niż ty i wiem, że tak łatwo nie odpuści. 
M: Ja nic z tego nie rozumiem.
Al: Przecież to oczywiste. Adrien jest podobny do Czarnego Kota, Mari do Biedronki a ty Edith do Shadow.
E: Skąd ta pewność? *mruczy pod nosem*
Al: Po pierwsze: wygląd, a po drugie: zachowanie.
E: Shadow ma wielkie skrzydła. Adrian by przy mnie kichał, a Czarny Kot przy niej nie kicha jak zauważyłaś. Tych faktów nie podważysz.
Al: Edith widziałam twój tatuaż to po pierwsze. A po drugie: są różne środki antyalergiczne.
Ad: *szepcze* Edith a nie mówiłem, że ona tak łatwo nie odpuści?
E: *szepcze* Poczekaj Adri. *na głos* Ty w ogóle wiesz co mówisz? Wiesz ile by ona się musiała męczyć z tymi środkami. Przecież jej skrzydła są wielkie.
Al: A kto powiedział, że akurat ona? Zresztą dzięki swoim super mocą może to zrobić szybko i prosto.
M: Głowa mnie boli!
E: Niby jak?
Al: No przecież ma te swoje super moce, nieprawdaż?
E: Większość środków to proszki. A ona kontroluje żywioły, nie proszki!
Al: Równie dobrze może je rozprowadzać za pomocą wiatru.
E: Adri pomógłbyś trochę! *myśli* To nie głupi pomysł, ale potem poukładać piórka z powrotem.
Al: A po za tym zawsze Czarny Kot, a raczej Adrian zawsze może brać jakieś tabletki na alergie lub zastrzyki.
E: Sprawdźmy...*wyciąga pióro nie wiadomo skąd, macha koło jego nosa, a on kicha*
Ad: Aaaa psiikkkk! Myślisz, że specjalnie brał bym tabletki lub przyjmował zastrzyki? Gdybym był naprawdę Czarnym Kotem to jeszcze a tak to po co? Aaaa psiikkkk!
E: Tada!! Raczej nie bierze alergenu.
Al: A skąd to pióro?
E: Jak szłam do szkoły to znalazłam je na drodze. Chciałam je narysować.
Ad: No według mnie to brzmi bardzo sensownie. A teraz może skończymy już z tą paranoją co wy na to?
M: Ja jestem za!
E: Ja też!
Ad: No widzisz Ayla. Błagam cię skończ już tym.
Al: To jeszcze nie koniec. Zobaczycie znajdę jeszcze na to dowody*wybiega ze szkoły*
E&M: Alya! *biegną za nią*
*Adrian dołącza do Mari*
- Mari co się dzieje? Gdzie Edith?
- Dalej goni za Alyą. Ja już nie byłam w stanie biec. Łał nie myślałam, że ona jest tak szybka.
- O boże. Ej dobrze się czujesz?
- Tak huh tylko złapie oddech.
- Jesteś bardzo blada.
- Źle ostatnio sypiam. Tylko tyle.
- Może powinnaś się usiąść lub napić się wody?
- Nie ma... powodu....do ...obaw. Nie dzięki. Dam radę *prostuje się i biegnie dalej*
- Na pewno?
- Tak! Idziesz?! *woła z oddali*
- Czekaj! *dołącza do niej*
- Szybko zanim znikną z pola widzenia!
- Ok!
E: Alya! Alya! Alya Stój!
Al: Czego chcesz?
E: *szykuje się do rozwinięcia skrzydeł w razie czego* Co cię ugryzło?
Al: Nic. Nie ważne. Możesz zostawić mnie samą? 
E: Nie! Nie mogę!
Al: Słuchaj ja serio nie potrzebuję niańki. Więc błagam odpuść sobie.
E: Ja myślę inaczej. Raz już zostałaś zakumatyzowana nie pozwolę na drugi. Nie na mojej zmianie, jak się to mówi.
Al: To nie jest twoja sprawa. A po za tym niby skąd to wiesz co?
E: Mam swoje źródła i to całkiem sporo.
Al: Posłuchaj naprawdę bardzo dziękuję ci za pomoc ale nie potrzebuję teraz towarzystwa
E: Mylisz się. Właśnie teraz potrzebujesz go najbardziej. *Chwyta jej nadgarstek z całej siły*
Al: Puszczaj mnie! Jedyne czego teraz potrzebuję do samotność!
E: Nie puszczę! *zaciska mocniej rękę*
Al: Zostaw w mnie spokoju *zaczyna się wyrywać*
E: Nie! *przyciąga ją do siebie,obejmuje i osuwa się na ziemie*
Al: Czego ty ode mnie chcesz?
E: Żeby nic ci się nie przydarzyło z ręki Władcy Ciem!
Al: To nie zależy od ciebie!
E: Zależy! Jeśli cię nie uspokoję, on cię dorwie!
Al: Nie. Zresztą nawet nie wiesz jakie to było wspaniałe uczucie kiedy dostałam od niego moc.
E: Kłamiesz! Krzywdziłaś swoją idolkę. To ma być to wspaniałe uczucie.
Al: Wtedy byłam tylko o krok od odkrycia prawdy.
E: Alya!
Al: Nie byłam wtedy zwykłym człowiek. Miałam moc i silniejszą wolę. Nie byłam wtedy podatna na manipulacje, kłamstwa, cierpienie i smutek.
E: Doprawdy? I o mało nie zabiłaś Czarnego Kota!
Al: I tak nic by mu się nie stało. On się zawsze obroni.
E: Co się z tobą dzieje?!
Al: Zresztą gdybym tylko wtedy odebrała im ich Miracula to wszystko było by inne i wspanialsze. Tak jak obiecał.
E: Przestań! Czy nie wierzysz już w superbohaterów, że dobro zawsze przezwycięży zło. Nie wierzysz w siłę ludzkiej więzi z innymi. Tak jak twoją z Mari albo z Adrianem ....albo z Nino.
Al: Co? Mari, Adrian, N-Nino...
E: Kochasz ich prawda? Więc zrób to dla nich walcz dla nich!
Al: T-to s-są moi przy-jaciele. Ale nie zaraz czekaj nie to są moi wrogowie. Słyszę go. Słyszę go jak znowu do mnie przemawia. Nie- nie zmylisz mnie E-Edith.
E: Alya ja też cię kocham wszyscy cię kochamy. Najbardziej Nino. Zrób to chociaż dla niego. Nie musi być to dla mnie. Wiem że za mną nie przepadasz. Ale zrób to dla przyjaciół. *z oczu spłynęły jej łzy*
Al: On jest siłą i potęgą. On jest moim przyjacielem, który mnie wzywa. *odbywa dramatyczną walkę ze samą sobą*
E: Jesteś silna, spostrzegawcza i piękna. Jesteś stokrotnie lepsza od niego. Dlatego masz tak wielu przyjaciół.
Al: Czuję jego przyciąganie od momentu kłótni z Marinette.
E: Nie możesz mu pozwolić. On tylko czyha na twój słabszy moment, bo inaczej by sobie nie poradził. Jesteś od niego silniejsza!
Al: Co-co się mną dzieje?!
E: Wracasz do przyjaciół. Odrzucasz pokusy i wybierasz sprawiedliwą drogę. To się dzieje.
Al: Gdzie oni są? Czy są bezpieczni? Nie chcę ich skrzywdzić.
E: Tak. Puki ja jestem z tobą wszyscy są bezpieczni. Jeślibyś została sama nikt by nie był.
Al: Błagam pomocy. On się zbliża. Czuję to *od pewnego czasu nie powstrzymuje już łez* Edith cz-czy to ty?
E: Tak jestem tu. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze ochronie cię za wszelką cenę!
Al: Błagam nie zostawiaj mnie!
E: Nie ma takiej opcji.
Al: Prze-praszam za wszystko.
E: Ciiii nie masz za co, każdego ponosi. *Rozluźnia uścisk i teraz czule ją przytula*
Al: Wszystko zepsułam i zniszczyłam przyjaźń.
E: Nie nic nie zepsułaś. Jeszcze wszystko może wrócić do normy, tylko wstań i wróć ze mną do szkoły.
Al: Dziękuję, że tu jesteś. Nie wiem co się ze mną działo. Dlaczego to wszystko mówiłam. To takie skomplikowane.
E: Wiem. Rozumiem cię. Ale nie wszystko da się wytłumaczyć. Teraz choć wracajmy. *wstaje i wyciąga do niej rękę*
Al: *Niepewnie ale się chwyta* Wracajmy *biegną do szkoły*

Po chwili ciszy

Al: To nie tak, że za tobą nie przepadam. Po prostu nie wiem czy mogę ci zaufać.
E: Nie ma sprawy. Wiem, że na zaufanie trzeba zasłużyć.
Al: Spróbujemy od nowa?
E: Pewnie. *uśmiecha się szeroko*

Kawałek dalej

Ad: Ayla! Edith! Gdzie jesteście?
E: Tutaj!
M: Na szczęście nic wam nie jest.
Al: Mari, Adrien przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło.
M: Nie musisz przepraszać. Ważne, że nic, nikomu się nie stało.
Al: Wiem, że słowa tego nie zamażą. Ale naprawdę przepraszam. Zrozumiem jeżeli mnie nienawidzicie.
E: Nie dramatyzuj.
M: Przytulas na zgodę?
E: Ja jestem za *rzuca się na Alye i Mari*
Ad: Nie przepraszaj. Przyjaciele są od tego żeby sobie pomagać, prawda? A po za tym, znajdzie się tam miejsce również dla mnie?
M: Pewnie.
E: Nie sentymentalizuj sierściuchu tylko choć tutaj. *łapie go za koszulkę i przyciąga do reszty*
Ad: Wow. Edith ty serio jesteś silna.
E: Cii~ psujesz chwilę.
Ad: Hahahahaha.
E&M: Hahahahaha.
Al: Hahahaha.
M: Wracajmy, bo tym razem nie tylko ja będę miała spóźnienie!

Wszyscy razem wrócili do szkoły


Dawno tego nie wstawiałyśmy, więc skoro już mamy ten Nowy Rok, przyda się i nowa część, hehe. Miłego Czytania!