poniedziałek, 15 stycznia 2018

Miraculum Rozdział XXXIV

- O nie! Zaraz znikną nasze transformacje!- przestraszyła się Biedronka.
- Co robić, Moja Kochana?- spytał Kot.
- Sfruwamy stąd, ale już!- zarządziła i zniknęli gdzieś za budynkami, z dala od ludzi.
Przeskoczyli nad paroma dachami, niosąc teraz nieprzytomną Wronę, ale ich czas dobiegał końca. Wskoczyli w jakiś ślepy zaułek i położyli przyjaciółkę pod ścianą. Ich miracula zapiszczały po raz ostatni.
- Odwracamy się!- krzyknęła jeszcze szybko Biedronka i ich transformacje zniknęły.
Zacisnęli oczy, po czym oparli się o swoje plecy. W blasku światła pojawiła się Tikki oraz Plagg.
Gdy zauważyli się wzajemnie na ich buźkach pojawił się wyraz zdziwienia. Ich właściciele stali odwróceni od siebie.
- Co się stało?- zapytała czerwona Kwami.
- Długo by opowiadać.- odparła Marinette szperając w torebce po omacku.- Proszę, twoje ciastko.- wyciągnęła do niej smakołyk.
- Dziękuję.- powiedziała i zaczęła zajadać.
- A mój camembert?- jęczał Plagg.
- Wybacz, nie wziąłem.- przyznał Adrian.
- No weź! Czemu Tikki ma jeść, a ja głodować?- zrzędził.
- Ty nic tylko byś jadł.- zaśmiała się Kwami.
- Tak, ale musimy się zastanowić: co teraz? - spytała dziewczyna.- Nie możemy poznać swoich tożsamości, a... Plagg nie jest w stanie odzyskać energii bez... camemberta?
- Dokładnie, Biedroneczko!- zawtórował jej czarny kotek.- Wyszła nam tu ciekawa sytuacja. Mógłbym rzec, wręcz kotastyczna!
- A ty jak zwykle swoje...- westchnęła Tikki, kończąc swoje jedzenie.- Jestem gotowa!
- Świetnie. W takim razie przemieniam się.- powiedziała Marinette.- Pójdę pierwsza, i obiecuję, że nie będę podglądać...
- Już odlatujesz Biedroneczko?- miauknął płaczliwie Plagg, choć w jego głosie ewidentnie dało się wyczuć sarkazm.
- Tak...- odparła stanowczo, ale z lekkim przekąsem.- Tikki, Kro-
- Poczekaj!- zawołał Adrian odwracając się i na oślep łapiąc jej rękę.
- Kocie, co ty-
- Przepraszam!- znów jej przerwał i zacisnął mocniej uścisk na jej nadgarstku.- Bo widzisz, mam wrażenie, że muszę to teraz powiedzieć, więc...
- Co cię tak nagle ugryzło?- Marinette ogarnął niepokój spowodowany nagłą zmianą w zachowaniu partnera.
Poczuła, że lada moment może otworzyć oczy, jej kompan nigdy się przecież tak nie zachowywał.
- Nic. Biedronko, ja...- zawahał się chwilę, po czym zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie i mocno objął.- ... Kocham Cię...- szepnął i wstrzymał oddech.
Dziewczyna zszokowana, zaniemówiła. Gdy się wreszcie ocknęła, spróbowała się lekko wyswobodzić.
- Kocie, teraz nie pora na twoje wygłupy...- zaczęła cicho.
- To nie są wygłupy...- odparł Adrian, z lekką irytacją.
- Eh?
- Nie bądź taka zaskoczona.- westchnął ciężko.- Kocham Cię... mam wrażenie, że powiedziałem ci to już tyle razy, że jest to oczywiste, ale nie wyglądało na to, że to do ciebie dociera.- ścisnął ją mocniej.- Wiem, że uważasz mnie mnie za flirciarza, ale... ja naprawdę... Cię Kocham...
Mari poczuła jak łzy tłoczą się do jej oczu. Kochała Adriana, a jednak... wyznanie Czarnego Kota całkowicie ją zbiło z nóg. Była szczęśliwa. Zaczęła się zastanawiać czy nie czuła czegoś też do niego, swojego towarzysza w tylu przeciwnościach losu. Kiedy stał się dla niej kimś więcej niż przyjacielem? Jej ręce samowolnie go przytuliły. 
- Kocie... ja...- chlipała cicho.
- Przepraszam...- usłyszała go po raz kolejny, a zaraz po tym poczuła jak ją całuje.
Jego usta były ciepłe, lekko drżały, co wskazywało na to, że był zdenerwowany. Przyjemne uczucie wypełniło jej brzuch, coś w rodzaju motylków. Co się właściwie stało?
Pocałunek trwał tak długo, aż w końcu zabrakło im oddechu. Wtedy, delikatnie się od siebie odsunęli i zapominając o tym, że nie mieli na sobie masek, otwarli oczy, spoglądając wprost na siebie. Moment, w którym zrozumieli kto przed nimi stał, stał się chwilą w której oboje całkowicie poczerwienieli na twarzy. 
- A-adrian?!- wydukała Marinette.
- Marinette?!
Zaskoczenie było wyczuwalne u nich, obu. Wtedy nagle do dziewczyny nagle wróciły zdrowe zmysły. Jej buzia stała się całkowicie czerwona, odskoczyła od chłopaka i wzięła głęboki wdech.
- Mari- -chciał się odezwać Adri.
- Tikki, kropkuj!- krzyknęła szybko, po czym uciekła na swoim jo-jo.
- MARINETTE!- zawołał za nią, ale był pewny, że nie usłyszała.
- No co robisz...- usłyszał z boku.
Spojrzał w tamtą stronę i napotkał łagodny wzrok Edith, która trzymając się za głowę siedziała pod ścianą.
- Edith!- podbiegł do niej.
- Zostaw mnie.- zatrzymała go w pół kroku.- Lepiej pędź za nią!
- Ale...
- Biegiem!- warknęła.
Arian spojrzał na nią bezradnie, po czym spojrzał tam gdzie znikła Mari. Zwrócił się do przyjaciółki z lekkim skinieniem głowy:
- Na razie...
Popędził jak najszybciej potrafił za Marinette. Edith odetchnęła głośno i spojrzała, na swój tatuaż pod bluzką, jedno skrzydło było całkowicie zniszczone.
- I co ty na taki bieg zdarzeń, Mistrzu?- westchnęła, powoli wstając.

Jak zwykle mam zaszczyt przeprosić, że tak długo niczego nie dodawałam. No cóż, jeśli macie pomysł jak wam to wynagrodzić to czekam na propozycje.