czwartek, 23 lutego 2017

Miraculum Rozdział XXlll

- Dzień dobry Tikki!- przywitała się Mari, przeciągając się w łóżku.
- Nareszcie się obudziłaś!- zaśmiała się Kwami.
- Która godzina?- spytała na powrót przykrywając się.
- Dochodzi dwunasta.- odparła.
- Dobrze...- zamknęła na chwilę oczy, nagle jej mózg przetworzył wreszcie to co powiedziała.- Dwunasta!? Już tyle dnia straciłam!? Niech to!- wystrzeliła z łóżka.
Ubrała się w pośpiechu, załapała swój szkicownik i wybiegła na zewnątrz.
- Dokąd się tak spieszymy?- wyjrzała z torebki.
- Muszę wykonać parę projektów dla Edith, pamiętasz?- odparła śmiejąc się głośno.
- Racja! Zupełnie zapomniałam.- stwierdziła dołączając do niej chichocząc.
Przebiegły dobry kawałek drogi. Gdy Marinette się już zmęczyła zmieniła tępo do szybkiego marszu. W końcu dotarły do miejsca, które dziewczyna uznaje za swoją największą inspiracje. "Place du Trocadero". Wystarczy zatrzymać się na schodach i już ma się wspaniały widok na Wieżę Eiffla. Usiadła tam gdzie zwykle. Położyła notes na kolanach, a następnie otwarła go na pustej stronie. Przygryzła końcówkę i zaczęła myśleć. Kolor już miała ustalony, fioletowy, to, że musi zakrywać całkowicie plecy dziewczyny także, no i musiał do niej pasować. Zadanie nie było proste. Pomyślała najpierw, że raczej przepada za rzeczami w miarę prostymi. Następnie musiała pamiętać o tym, że dziewczyna jest żywiołowa, więc powinna swobodnie się poruszać. Zaczęła szkic. Po ukończeniu pracy oceniła projekt, ale coś jej w nim nie pasowało. Zgniotła kartkę i narysowała kolejny poprawiony projekt.
- Za długa...- wymamrotała do siebie rozpoczęła nową pracę.- Hm... Co myślisz Tikki?- dodała po dłuższej chwili.
- Pokaż!- zawołała wesoło lekko wychylając się z kryjówki by nie wzbudzać podejrzeń.
- Proszę.- przysunęła szkicownik do torebki.
Kwamii spojrzała na rysunek.

- I? Co sądzisz?- spytała kładąc notes z powrotem na kolana. 
- Jest świetna!- zawołała wesoło.- Najbardziej podoba mi się to piórko. Będzie się z nią doskonale utożsamiać.
- Też tak myślę.- zamknęła zeszyt i podniosła ręce przeciągając się.- Ah... jak długo już tu jesteśmy?
- Może mi nie uwierzysz ale całe dwie godziny.- schowała się.
- Czyli już po 14.00. Na pewno w piekarni jest teraz mniejszy ruch, więc nie muszę wracać.- myślała na głos.- Świetnie!- wstała i schowała szkicownik do torebki, uważając przy tym by nie przygnieść Tikki.- W takim razie mogę się spotkać z Alyą, może zaproszę też Edith?- wstukała parę cyfr w telefon.- Ale chwila nie mam jej numeru.- nacisnęła zieloną słuchawkę.- Muszę pamiętać, aby ją o niego poprosić. Hej Alya!- zawołała do słuchawki.
- Siemka dziewczyno. Co tam?- usłyszała po drugiej stronie głos przyjaciółki.
- Miałabyś ochotę gdzieś ze mną wyjść? Właśnie jestem na placu Trocadero.
- Pewnie przejdź się pod wieżę Eiffla. Tam się spotkamy.
- Świetnie. Do zobaczenia!
- Narka!
Rozłączyły się. Mari wstała ze schodów i zeszła po nich w stronę wieży. Po drodze zauważyła Czarnego Kota skaczącego między budynkami przed nią.
- On? O tej porze?- zaskoczona podążyła jego śladem.
Był szybki, szybszy od niej na ziemi i bez kostiumu. Wbiegła za nim do plątaniny uliczek, jednak niedługo potem straciła go z oczu. Zatrzymała się, żeby złapać oddech. Gdy rozejrzała się wokoło zrozumiała, że nie ma bladego pojęcia gdzie się znajduje. Zaczęła lekko panikować. Nagle usłyszała jakieś rozmowy. Poszła wolno w ich kierunku.
- Ale będzie ubaw!- śmiał się pierwszy gruby i nieprzyjemny głos.
- Nie mogę się doczekać.- kwitował mu drugi, równie niemiły dla ucha, trzeszczący jak stare skrzypce.
- Na spokojnie. Jak przesadzicie to wylądujecie po drugiej stronie.- uspokajał ich trzeci, kobiecy, pełen uwodzicielskiego wdzięku.
Marinette stanęła jak wryta, bo właśnie nagle uświadomiła sobie o czym może być ta konwersacja.
- Nie bądź sknera...- odezwał się drugi.-... podziel się. Nie tylko ty tu masz ochotę odpłynąć.
- Poczekaj na swoją kolej!- pojawiła się czwarta osoba o mocnym, hukliwym głosie.
- Hahaha!- rozległ się śmiech dziewczyny.
Granatowowłosa zaczęła z wolna się wycofywać.
- Cicho!- wrzasnął pierwszy, ale wrzawa dalej trwała.- Powiedziałem cicho!- powtórzył uderzając w coś.
Nastała cisza. Zatrzymała się świadoma, że mogliby usłyszeć jej kroki i zorientować się, że tu jest. Było już jednak za późno.
- Mamy gościa.- odezwał się po krótkiej chwili.- Brać go!
Usłyszała za sobą stukot mnóstwa kroków. Puściła się biegiem. Robiła jak największe kroki, przebierała nogami jak najszybciej mogła, ale to nie zmieniało faktu, że były one dużo krótsze od napastników. Poczuła jak któreś z nich łapie jej łokieć, obraca i przytrzymuje obiema rękami. Nie miała odwagi, żeby spojrzeć na oprawce, więc zamknęła mocno oczy. Słyszała jak zbliżają się następni.
- Przywal jej Bruno!- zawołała dziewczyna z niewielkiej odległości.
Jedna z silnych dłoni ją puściła. Otworzyła oczy. Teraz zbliżała się do jej twarzy z ogromną siłą i gdy już miała ją trafić, poczuła nagłe szarpnięcie za wolne ramię. Ktoś opatulił ją ręką i przycisnął do siebie. Spojrzała na tą osobę.
- Czarny Kot?- szepnęła cicho z zaskoczenia.
Był wściekły. Nie taki jakim go zwykle widziała. Przygłupi, flirciarz, który ciągle pakował się w kłopoty, teraz stał przy niej z furią odznaczającą się na całym jego ciele.
- Wara od Mojej Księżniczki!- odezwał się nie przyjemnie.
- To ten sierściuch!- zawołał ten z doniosłym głosem.
- Odwrót.- zarządził chłopak, który wcześniej chciał ją uderzyć.
W mgnieniu oka zniknęli za rogiem. Zanim adrenalina całkowicie ustabilizowała się w ciele Kota, przez długą chwilę przyciskał jeszcze do siebie Marinette, gotów do walki. Odetchnął głośno i rozluźnił uścisk, odsuwając ją wolno od siebie.
- W porządku?-spytał dokładnie się jej przyglądając.- Nic ci nie zrobili?
- T-tak... znaczy nie! Znaczy eh...- zaskoczenie wciąż nie dawało jej racjonalnie myśleć.
- Już po wszystkim.- zapewnił uśmiechając się po kociemu.- Myślę, że nie będą więcej zawracać ci głowy.
- Dziękuje.- powiedziała cicho, uspokojona znajomym gestem.- Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
- Nie musisz.- odparł zadowolony.- Chociaż... mogę zadać ci jedno pytanie?
- Już to zrobiłeś.- zachichotała.
Spojrzał na nią lekko zaskoczony. Później wrócił mu humor i dołączył do niej.
- No, racja. Hehe.
Śmiali się jeszcze moment. W końcu dziewczyna odetchnęła głośno i powiedziała z uroczym uśmiechem:
- Więc, co chciałeś wiedzieć?
- Co właściwie tutaj robiłaś?- spytał.- Prosto rzecz ujmując nigdy bym się nie spodziewał, że cię tu spotkam.
- A ty co? Śledzisz mnie?- zażartowała robiąc wymowną minę.
- Hehe. Nie.- odparł, uśmiechając się jeszcze szerzej.- I nie próbuj wymigać się od odpowiedzi. Więc?
- Szczerze mówiąc, to ja śledziłam ciebie.- rzuciła obojętnie.
Kot poczerwieniał trochę na twarzy i wyprostował się jak struna.
- H-hę?- wydukał,  uwydatniając w grymasie dłuższe, niż u przeciętnego człowieka, kły.
- Widziałam jak skakałeś między budynkami.- wyjaśniła odwracając od niego wzrok.- Uznałam, że to dość dziwne widzieć cię o tej porze. Pomyślałam, że mogło się coś stać i tak jakby chciałam pomóc. -- złapała dłonią tył szyji i przetarła delikatnie.- Ale zamiast tego wyszło na to, że narobiłam ci tylko dodatkowej roboty. Przepraszam.
- Czyli to tak.- skomentował nachylając się do niej.- Nie martw się. To moje zadanie by chronić innych.
Marinette poczerwieniała. Spojrzała na godzinę w telefonie.
- Oj! Minęło już tyle czasu!- zawołała zestresowana.
- Co jest?- spytał nieco spłoszony nagłym wybuchem dziewczyny.
- Umówiłam się z Alyą... znaczy się z przyjaciółką. Pewnie już na mnie czeka.- zakryła dłonią twarz.
- Gdzie?- przysunął ją do siebie i ustawił kij prostopadle do ziemi.
- Pod wieżą Eiffla. Ale co ty...
- Trzymaj się mocno!- nakazał, po czym rozległo się kliknięcie i jego broń wydłużyła się, odrywając ich od podłoża.
- Łaaa...- zawołała zaskoczona, a Kot jedynie się uśmiechnął.
Przechylił ich ciężar ciała i zaczęli przechylać się na bok. W pewnym momencie stanął, biorąc ją na ręce, na wciąż opadającym kiju. Wybił się z całych sił, zrobił z nią parę salt w powietrzu i wylądował tuż przed zabytkiem. Jego wyczyn przyciągnął uwagę wielu gapiów.
- Jesteśmy na miejscu.- stwierdził stawiając ją na ziemi oraz łapiąc lecącą z oddali broń.
- Kolejny raz muszę ci dziękować.- zaśmiała się i podarowała mu szybkiego buziaka w policzek.
Poczerwieniał delikatnie.
- Do usług, Księżniczko.- skłonił się zgrabnie, zasalutował jej niedbale, po czym wybił się od swojego kija i zniknął.
- Siemka dziewczyno! Jak załatwiłaś sobie podwózkę u samego Czarnego Kota?- usłyszała z boku głos Alyi.
- Nie uwierzysz...- odparła odwracając się w jej stronę.


Proszę nie zwracajcie uwagi na stroje Marinette i Kota. Chodzi mi o samą scenę. ;P


poniedziałek, 13 lutego 2017

Miraculum Rozdział XXll

Marinette udało się wstać dziś odrobinę wcześniej. Umówiła się z Edith na wspólną podróż do szkoły. Ubrała się jak zwykle myląc parę rzeczy, zabrała plecak i zaszła na dół do piekarni. Zanim przeszła do głównej części sklepu, wrzuciła jeszcze kilka ciastek do torebki, żeby również Tikki zjadła swoje śniadanie. Gdy weszła do środka zauważyła, że przyjaciółka już czeka, debatując w dobre z jej ojcem. W ręce trzymała torebkę z rogalikami o wiśniowo-kremowym nadzieniu, z piekarni. Uśmiechnęła się szeroko i lekko pomachała do niej.
- Hej!- zawołała na przywitanie.
- Hejka Mari!- odpowiedziała.
- Cześć kochanie.- odezwał się jej tata podchodząc do lady za którą stała jego żona.
Wyciągnął do niej po coś rękę. Podała mu z uśmiechem małą paczuszkę, taką jaką zwykła przekazywać klientom. Mężczyzna skierował się do córki i wręczył jej zawiniątko.
- Tu są ciastka dla ciebie na śniadanie. Uważaj bo są bardzo kruche.- ostrzegł żartobliwie.
- Dobrze.- odebrała torebkę, po czym stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Podeszła do mamy i zrobiła to samo.- Pa!- pożegnała się.
- Do widzenia państwu.- zawołała czarnowłosa.
- Do zobaczenia.- odparli równocześnie.
- Hihi. Masz świetnych rodziców.- skomentowała, kiedy już wyszły.
- Dziękuje.- uśmiechnęła się.
Przeszły przez ulicę. Edith zauważyła, że jej przyjaciółka jest bardzo skupiona na stawianiu kroków.
- Już się tak bardzo nie martw tymi ciastkami. Nic im się nie stanie.- rzuciła.
- Ty masz zawsze szczęście i jesteś radosna, więc nie wiesz jak to jest mieć mojego pecha.- mruknęła.
- Cóż nie moja wina, że lepiej dla mnie abym unikała negatywnych emocji. Wiesz, chcę jeszcze pożyć. Hihi.- powiedziała pół żartem pół serio.
- To nie tak, że chcę żebyś była nieszczęśliwa tylko...- nie zdołała dokończyć, gdyż właśnie w tym momencie potknęła się o wysunięty kawałek chodnika.
Już miała spotkać się z ziemią, gdy nagle coś złapało ją w locie. Otworzyła oczy i spostrzegła, że jej towarzyszka wpatruje się nie spokojnie w swoje plecy, z których wyrastały skrzydła. Zaskoczona stwierdziła, że to właśnie jedno z nich trzymało ją w powietrzu. Było dziwne wygięte. Pomyślała, że pewnie musiało ją to boleć.
- Możesz mnie odstawić?- spytała chcąc ocucić osłupiałą dziewczynę.
- Em... pewnie.- odparła nieco nieporadnie.
Skrzydło delikatnie się podniosło, powracając do normalnego kształtu i odstawiło Marinette na chodnik. Po drugim wprost do jej rąk zjechała paczka z ciastkami. Następnie delikatnie się złożyły, by po chwili wrócić do postaci tatuażu.
- Nikt tego nie widział?- spytała i obie zaczęły się rozglądać.
- Chyba nikt.- odpowiedziała jej, gdy stwierdziła, że nikogo nie ma w pobliżu.
- Świetnie, w takim razie chodźmy bo się spóźnimy.- zarządziła.
- I kto to mówi.- zaśmiała się i poszły dalej.
Kiedy tylko przekroczyły próg szkoły Edith została napadnięta przez uczniów, przekrzykujących się między sobą. Wszyscy bardzo chcieliśmy wiedzieć co się z nią działo. Dziewczyny przewidziały podobną sytuację, więc wcześniej ustaliły wspólną wersję wydarzeń. Zaczęły wolno opowiadać, aż wreszcie zaspokoiły ciekawość każdego. Gdy "przesłuchanie" się skończyło, obie usiadły na ławce i odetchnęły głośno.
- Było ciężko.- odezwała się Marinette.
- Zgodzę się.- potwierdziła.
- Edith!- usłyszały głos Adriana.
Przeciskał się między ludźmi, a gdy w końcu do nich dotarł złapał dziewczynę w gorącym uścisku.
- Hejka Adrian!- wydusiła rozbawiona.- Możesz mnie odstawić? Ludzie się patrzą.
- O! Tak, jasne.- odparł speszony, puszczając ją.- Jak się czujesz?
- Dużo lepiej. Dzięki.- po chwili dodała jeszcze.- Mari właśnie mi pomagała wszystkim opowiedzieć co się stało.
- Cz-cześć.- przywitała się z chłopakiem.
- Hej. To miło z twojej strony.- zagadał.
- T-tak... tak myślisz?- zarumieniła się.- Dz-dziękuje.
- Tu jesteś dziewczyno!- zawołała Alya dochodząc do grupy.- Siemka wszystkim.- powitała ich, po czym szeptem odezwała się do najlepszej przyjaciółki.- Widzę, że wreszcie zaczynasz się brać do roboty.
- Co!? To nie tak...- zakłopotała się.- Ja tylko...
*DING*
- Pora na lekcje!- oznajmiła Edith.
Wspólnie udali się do sali. Nauczyciele, podobnie jak i uczniowie, byli zaintrygowani jej nieobecnością, więc musiała powtórzyć swoją historię jeszcze parę razy, co z kolei sprawiło, że lekcje przebiegały szybko i sprawnie. Zanim rozeszli się do domów, podrzuciła partnerom liściki. Poinformowała ich w nich o zaistniałej sytuacji, w związku z którą nie będzie mogła chodzić z nimi na patrole. Czytając zapiski nieco posmutnieli. Oboje ruszyli na wieczorny obchód razem z dodatkową misją.
- Cześć Kocie!- przywitała się pierwsza słysząc za sobą jego kroki.
- Witaj Moja Kochana!- odpowiedział wesoło podskakując w jej kierunku.
- Widzę, że rozpiera cię szczęście.- zaśmiała się.
- Jak i ciebie. Dzisiaj wróciła moja bliska znajoma po dłuższej nieobecności, więc raczej wskazanym jest abym się cieszył. Jest po prostu kotastycznie!- zażartował wirując na grzbiecie jednego z paryskich dachów.
- Koci suchar na dzień dobry. Hihi. Wymyśliłeś jakiś ciekawy pseudonim dla Nowej?
- Tak.- powiedział po czym zaczął wymieniać.- Koci Miętka, Kłębuszek, Pazur, Myszka...
- Stop!- przerwała mu, lekko oburzona.- A jakieś nie związane z kotami?
Chłopak nabrał głośno powietrza.
- Nie...
Biedronka uderzyła się ręką w czoło.
- Aj Kocie... ty się nie zmienisz.- powiedziała zażenowana.- To musi być coś co pasuje do jej wyglądu. I musi to też być nazwa zwierzęcia, tak żeby się nie wyróżniała. Coś nieco związanego z jej tajemniczą i mroczną osobowością, i tym jej groźnym uśmieszkiem...
- Hm... Może jakiś ptak. Na przykład "Kruk".- zaproponował.- W końcu ma wielkie, czarne skrzydła.
- Świetny pomysł, ale trudno się to będzie odmieniać. Bądź, co bądź to dziewczyna, a "Kruczyca" nie brzmi za dobrze.- odtrąciła pomysł.
- Racja.- potwierdził.
- "Wrona"!- wypaliła po krótkiej chwili ciszy.- Co ty na to?
- Genialne!- zawołał.- Przyjęte.
Tym czasem Edith zmierzała na kolejne zajęcia. Weszła do domu medyka i sprawdziła czy Fu nie przyjmuje klienta. Weszła wolno.
- Dzień dobry.- przywitała się.
- Witaj, moja droga.- odparł Mistrz.
- Cześć nielocie.- wtrącił się Weiji.
- Hejka imitacjo żółwia.- zaśmiała się.
- Zaczynajmy.- uciszył ich i rozpoczęli trening.

KONIEC FERII :( Okropność. Życzę wszystkim sprawnego powrotu do trybu szkolnego.