niedziela, 27 listopada 2016

Miraculum Rozdział XlX

Edith siedziała na materacu, pisząc lekcje. Przez ostatnie dwa dni wracała do siebie i przepisywała tygodniowe zaległości. Było z nią teraz o wiele lepiej. Oparzenie znikło, choć w jego miejscu pojawił się nowy tatuaż.
- No, skończyłam. Dzięki Mari. Skoro już nadrobiłam zaległości to jutro mogę wracać do szkoły. Chyba, że Mistrz mi zabroni. Wszystko jest możliwe.- powiedziała do siebie i wstając, ruszyła do domu przyjaciółki.
Latała również trochę wokół miasta aby się trochę rozruszać. Ciągłe ślęczenie nad zadaniami dawało się we znaki jej plecom. Teraz poleciała w głąb miasta, wylądowała na dachu piekarni państwa Dupin-Cheng i weszła przez okno do pokoju Marinette. Tak jak przewidywała dziewczyny jeszcze nie było w domu, więc odłożyła pożyczone książki na biurku i usiadła wygodnie na kanapie. Starała się nie robić zbyt dużego hałasu, aby nie zwrócić na siebie uwagi jej rodziców. Czekała może z godzinę, gdy wreszcie klapa się otworzyła, a granatowo włosa weszła do pokoju.
* * *
Marinette przez ostatnie dwa dni pomagała Edith się otrząsnąć. Sama nie do końca rozumiała co tak właściwie się stało, ale wiedziała, że przyjaciółka z pewnością przechodzi to o wiele gorzej. Lekcje minęły szybko. Mari zapomniała o tym, że miała dziś iść z dziewczyną do Mistrza Fu. Po szkole poszła z Alyą na koktajl, gdzie ta wypytywała się o nową podobnie jak większość klasy. Zazdrościła jej, że tylko raz było w szkole i już wszyscy ją polubili, nawet Sabrina - wieczny pachołek Chloe.
- Mari? Co z Edith?- pytała blogerka.
- W porządku. Może, jak wszystko pójdzie dobrze, to jutro wróci do szkoły.- uśmiechnęła się wątpliwie.
- O! To super! A co jej w ogóle jest?- spytała popijając swój kawowy shake.
- Eee... Co? eee... no... eee... ona jest eee... chora? Tak! Właśnie! Chora!
- A na co?- kontynuowała.
- Yyy...- nie wiedziała co powiedzieć.
- Co "yyy"
- No bo eee... ona ma no, tego yyy była na-na-na... na tańcach! I eee... źle stanęła i... i... i... i wpadła na innych! Eee... i ona skręciła kostkę! Eheh. Taaaak...
- Acha?
- A propos! Muszę wracać do domu! Pa!- i szybko wybiegła z kawiarni, nie czekając na odpowiedź.
Przypomniała sobie o spotkaniu. Niemal wleciawszy do domu, popędziła na górę, zapominając aby przywitać się z rodzicami.
- Rany!- wystraszyła się.- Jak tu weszłaś?
- Przez to okno-podobne-coś.- odparła dziewczyna siedząca na kanapie, wskazując wejście na balkon nad łóżkiem Marinette.
- Długo czekasz?- spytała mała czerwona Kwami wylatując z torebki.
- Może godzinę? Czekałabym krócej gdybyś raczyła się zjawić.- skarciła delikatnie przyjaciółkę.
- Przepraszam. Zapominało mi się.- westchnęła po czym dodała lekko zmartwiona.- Edith?
- O co chodzi?
- Czy to...-dotknęła swojej twarzy.-... no wiesz. Boli?
- Już nie. Czemu pytasz?- uniosła brew.
- Bo się świeci.- odpowiedziała za nią Tikki.
- Że co?- Edith panicznie zaczęła dotykać twarzy.
- Musimy się pospieszyć. zarządziła Marinette.- Tikki, wracaj do torebki.
Kwami, usłuchała i szybko się schowała. Dziewczyny wyszły po cichu, nie zwracając na siebie uwagi.


Przepraszam, że tak długo nie było! I że taki krótki! Wybaczcie!