wtorek, 6 grudnia 2016

Miraculum Rozdział XX

- Zakładaj kaptur!- powiedziała Mari, kiedy wyszły na zewnątrz.
- A tak, zapomniałam. He, he.
- Nie śmieszne. Chodźmy!
Ruszyły przez miasto. Na szczęście nie napotkały nikogo znajomego. Weszły do domu medyka, który był "przykrywką" Mistrza Fu, jeśli można tak to ująć. Marinette uchyliła drzwi i zajrzała niepewnie.
- Wejdź Biedronko.- odezwał się starszy mężczyzna, którego rysy twarzy wyraźnie wskazywały na jego daleko-wschodnie pochodzenie.
Miał na sobie czerwoną, hawajską koszule, beżowe spodenki i zielonkawe buty. Pod nosem lśniły szare wąsy,a podbródek zdobiła broda. Na ręce miał bransoletę z zielonym kamieniem. Było to jego miraculum żółwia.
- Przyprowadziłam gościa.- odparła cicho.
Na te słowa Edith weszła do pomieszczenia, wciąż ukrywając twarz pod kapturem.
- Dzień dobry.- powiedziała spięta, gdyż nie za bardzo wiedziała jak się zachować wobec osoby takiej rangi.
- Witaj.- odpowiedział spokojnie.- Proszę usiądź koło Marinette.
Zrobiła jak kazał. Gdy tylko zrozumiała, że wszyscy na nią patrzą, zdjęła wolno kaptur. Na raz z wnętrza stojącego pod ścianą magnetofonu wyleciał zielony przypominający żółwia stworek.
- Niesamowite!- zdumiał się Fu.
- Jak to możliwe?- odezwał się Kwami Mistrza.
- Co?- dopytywała się Mari. Tikki zaciekawiona zaistniałą sytuacją również wyleciała z ukrycia.
- Cóż...- zaczął.- Twój gość jest bardzo nietypowy. Wiesz o tym?
- Wie kim... albo raczej czym jestem.- wtrąciła Edith.
- Prawdą jest, że bardzo nas zaskoczyło to, że tu przyszłaś, a jeszcze bardziej to, że jesteś cóż... prawdziwa.- wyjaśnił krótko żółwik.
-"Że, jesteś prawdziwa."?- spytała czerwony stworek.
- Dlaczego?- superbohaterka  zdawała się być co raz bardziej zainteresowana, natomiast czarnowłosa lekko się zgarbiła, czując, że jej ciało mimowolnie zrywa się do lotu.
- Po pierwsze... istoty jak ona nie ufają ludziom, unikają ich. Po drugie...dość niezwykłe, że twoja znajoma istnieje. Nie słyszałem o wielu żyjących z jej... można powiedzieć gatunku.- wyjaśnił krótko Kwami.
- A-ale czym ona jest?- dopytywała się dalej.
- Nie jest mi znana konkretna nazwa. Wiem też nie wiele. Tacy jak ona rodzą się raz na 10 lat. Potrafią kontrolować żywioły, a w niektórych przypadkach posiadają również skrzydła.
- Tyle już wiemy.- zasmuciła się Tikki.
- Słyszałem także, że potrafią nie odczuwać bólu.- kontynuował.- Natomiast ich największą słabością są negatywne emocje. Zwyczajnie je osłabiają.
- To coś nowego...- powiedziała Marinette i spojrzała na Edith. Jej przyjaciółka patrzyła na Fu oczyma wielkimi jak spodki, co wyraźnie pokazywało jej zaskoczenie.- Nie wiedziałaś?- spytała dla pewności.
Dziewczyna pokręciła głową. Nagle przypomniała sobie o celu ich wizyty i odruchowo dotknęła tatuażu. Gdy chciała się odezwać, uprzedziła ją Mari.
- Mistrzu, był byś w stanie zlikwidować ten znak?
- W zależności od tego w jaki sposób powstał.- westchnął.
- Moje moce wymknęły się z pod kontroli. Pewnie dlatego, że nigdy ich zbytnio nie używałam.- odpowiedziała skrzydlata.
- Rozumiem. W takim razie jestem w stanie pomóc. Jednak ty, Biedronko będziesz musiała nas opuścić.- poprosił z całkowitą powagą.
- Ale...- zaczęła chcąc zaprotestować, ale przyjaciółka chwyciła jej ramie i spojrzała na nią błagalnie.- Dobrze.
Wstała wolno i skinęła na Mistrza, po czym odwróciła się do Edith.
- Powodzenia.- uśmiechnęły się do siebie.- Tikki! Wracamy.
Czerwona biedroneczka wleciała do torebki i wyszły. Zielony stworek spojrzał zastanawiająco no dziewczynę. Po chwili jednak na jego twarzy pojawił się przyjazny uśmiech i spytał:
- Gotowa?
- Tak.- odparła stanowczo i entuzjastycznie.