- Czemu nie mogłam z nią zostać?- spytała Marinette odrabiając lekcje.
- Może Mistrz uznał to za zbyt niebezpieczne?- odpowiedziała jej Tikki.
- Niebezpieczne!?- zdenerwowała się lekko.
- Tak.- potwierdziła.- Widziałaś, że jej moce nie są byle jakie. Poza tym istnieje możliwość, że podczas treningu też mogłaby stracić nad nimi kontrolę.
- Fakt, ale przecież ostatnio mi nic nie zrobiła, co znaczy, że mogłam zostać.
- Owszem nic ci się nie stało, ale jednak skąd pewność, że i teraz tak będzie. Może wtedy nie uwolniła tak dużo mocy?- powiedziała stanowczo.
- Oł...- Mari wreszcie zrozumiała, co miała na myśli.
Dyskusja dobiegła końca. Zrobiła zadania i wyszła na patrol, aby, przy okazji odrobinę oczyścić myśli.
Miała nadzieje na chwilę cichej samotności. Wolała przemyśleć wszystkie nowe informacje po swojemu.
- Witaj Moja Kochana!- usłyszała za sobą głos.
Pomyślała, że ostatnio szczęście, chyba ją zawodzi. Czarny Kot przysiadł przy niej i zaczął wypytywać o Nową.
- Kocie, przestań!- fuknęła.- Nie mam ochoty o niej rozmawiać!
Jej partner speszył się, a wtedy zdał sobie sprawę, że cały czas mówił tylko o ich towarzyszce, gdy prawdopodobnie to Biedronka martwi się o nią najbardziej.
- Co się stało Moja Kochana?- powiedział ciszej chcąc załagodzić sytuację.
- Nic.- westchnęła.- Miałam ciężki dzień przepraszam. Wole o tym nie mówić.- powiedziała już spokojnie,
- Rozumiem.- skinął głową.- Pewnie się martwisz, co? W końcu nie wiemy co się z nią dzieje...- ugryzł się w język by dalej tego nie drążyć, zwłaszcza, że mogła się czegoś domyślić.
- Tak.- skłamała.
Sprawdzili całe miasto, po drodze rozmawiając o różnych błahostkach jak to mieli w zwyczaju.
- Wiesz, tak się zastanawiam...- zaczął- Nie należałoby jej nadać jakiejś ksywki? Dziwnie będzie ją wciąż nazywać "Nowa".
- Hm... słuszna uwaga.- odparła bezsprzecznie.- Proponuje abyśmy pomyśleli nad tym w domach. Teraz nie jest na to zbyt dobra pora. Wymienimy się pomysłami na jutrzejszym patrolu. Do zobaczenia Kocie!- zawołała oddalając się z wolna.
- Dobranoc Moja Kochana~!- uśmiechnął się kocio.
- Ah... on nigdy nie skończy.- powiedziała do siebie z uśmiechem.
* * *
- Wspomniałem wcześniej, że tacy jak ty nie za dobrze przyjmują negatywne emocje.- zaczął Mistrz. Dziewczyna lekko skinęła głową.- Nie chodzi tu tylko o negatywne emocje innych, ale również o twoje własne. Ściślej mówiąc jesteś w stanie zaszkodzić sama sobie.- spojrzał na nią spokojnie i dostrzegł, że lekko się skrzywiła.- Twój znak można łatwo ukryć pozbywając się jednego z tych uczuć, które zazwyczaj blokują ludzi przed brnięciem na przód. Może być to żal za jakiś uczynek, niemożność wybaczenia komuś, nienawiść lub też zwykły strach na przykład przed przyszłością, czy bezradnością.- przysunął się nieco bliżej.- Myślę, że właśnie coś takiego stało się z tobą. Któraś z twoich emocji przybrała na wadze tak bardzo, że pozbawiła cię kontroli nad sobą, co z kolei spowodowało pojawienie się znaku.- sprawdził szybkim spojrzeniem czy Edith nadąża.- Jeśli moje domniemania są słuszne wystarczy odkryć, które lub jakie to uczucie i się go pozbyć.
- Ale jak?- spytała się bardzo zainteresowana wyjaśnieniami Fu.
- W dawnych czasach jak za pewne wiesz wierzono bardzo w magię, więc z kolei była ona równie silna. Ludzie także borykali się z tym samym problemem co ty teraz, z resztą jest tak i obecnie. Wymyślono na to sposób, który dziś w uproszczonej wersji nazywany jest medytacją, czyli mentalnym oczyszczeniem. Osoba starała skupić się na jednej rzeczy na tym czego się obawia, lub, gdy nie wie działa co to zadawała sobie w głowie pytanie "Co mnie zatrzymuje?" by dotrzeć do źródła problemu. Ukazywał się mu on w formie dosłownej lub symbolicznej, którą jedynie on był w stanie zinterpretować. Zgaduje, że raczej nie za dobrze zdajesz sobie sprawę co może powstrzymywać ciebie, mylę się?
- Nie.- odparła cicho, lekko zażenowana.
- W takim razie będziemy musieli najpierw odkryć twoją hm...
- Słabość.- wtrącił Kwamii.
- Dokładnie. Podejrzewam, że Weiji jest bardziej oswojony z wiedzą tego typu, więc teraz słuchaj go uważnie i podążaj za jego instrukcjami.
Skinęła lekko głową.
- Zaniemówiłaś?- zaśmiał się żółwik żartobliwie.
- Nie, zwyczajnie nie chcę cię przyćmić.- odparowała mu z szyderczym uśmiechem.
- Ha ha.- zaśmiał się.- Zaczynajmy. Zamknij oczy i, jak mówił Mistrz, skup się na pytaniu " Co mnie zatrzymuje". Jeśli wykonasz to poprawnie powinno pokazać ci się to co chcesz.
- Spróbuje...-odparła.
Jej powieki wolno opadły i na twarzy dziewczyny pojawiły się ledwo zauważalne oznaki skupienia. Siedzieli około trzech minut w ciszy.
- Nic się nie dzieje.- odezwała się w końcu.
- Cierpliwości.- upomniał ją starzec.
Znów zapadła cisza. Nagle Edith poczuła jakby dźwięk oddechów Kwamii i Fu oddalał się. Lekko uniosła powieki. Zobaczyła, że pod stopami nie ma już tradycyjnej, dla japońskiego wystroju wnętrz, maty tatami, ale gruby, zdobiony, brązowo-czerwony dywan. Przestraszyła się i szybko rozejrzała wokół. Znajdowała się w salonie o białych ścianach. Na środku pomieszczenia stał długi szklany stół, a przy nim dwie czarne kanapy. Z boku, wbudowany w ścianę stał kominek, a na półeczce nad nim stały dwa wazony z kwiatami bzu - jednymi z jej ulubionych - oraz miedzy nimi jej zdjęcie. Pokój wydawała się dla niej dziwnie znajomy. Kawałek od kominka były przesuwane, szklane drzwi prowadzące najpewniej do swego rodzaju ogrodu. Przeszła przez nie i zachwyciła się widokiem wspaniałych, różnorodnych kwiatów i drzew nie tylko ozdobnych, ale i owocowych. Rozpoznała wśród nich wiśnie oraz mirabele. Szła ostrożnie przesiąkając wspaniałą kombinacją zapachów. Dotarła do ogrodzenia, które okazało się potężnym ceglanym murem. Na jego widok poczuła coś jakby klapka w jej umyśle właśnie się otworzyła, a jej zawartość wcale nie będzie przyjemna. Wtedy między nią a murem pojawiła się dziewczynka o znajomej twarzy, znajomej posturze, w znajomym stroju. Ceglana ściana zaczęła się walić, walić prosto na tą małą, bezbronną postać. Serce Edith przyspieszyło. Chciała rzucić się jej na ratunek, ale coś nieistniejącego ją powstrzymywało.
- NIE!- wrzasnęła gdy ziemia już całkowicie pochłonęła, dziecko.
Na jego miejscu pojawił się nagrobek, a niesamowity ogród zmienił się w pogorzelisko.
- NIE!- krzyknęła raz jeszcze.
- Spokojnie, to tylko iluzja.- doszedł do niej łagodny głos starca.
- Nie... nie... nie...- szeptała przez łzy.
- Wiesz co znaczy twoja wizja?- spytał Weiji.
Przełknęła głośno ślinę i spróbowała się odezwać, już nieco mniej wstrząśnięta.
- K-kilka lat temu...- zaczęła wolno, słabym głosem.-... gdy mieszkałam jeszcze w... w Polsce, wraz z... z moją młodszą siostrą szłam przez park.- raz jeszcze głośno przełknęła chcąc odzyskać swój zwyczajny ton.- Właśnie miałyśmy opuścić jego teren, gdy nastąpił wypadek.- przerwała na chwilę i złapała się za ramiona chcąc opanować ich drżenie.- Pijany kierowca... wpadł w poślizg, uderzając w mur koło, którego przechodziłyśmy... Dzięki swojej dość dobrej koordynacji ruchowej zdołałam uniknąć większych kawałków, stanowiących zagrożenie. Ale ona...- głos się jej załamał.-... nie była tak zwinna...- wydała cichy szloch.- Udało mi się ją wyciągnąć za pomocą moich umiejętności, karetka przyjechała chwile po tym, zabrała ją, ale...- nie była w stanie wypowiedzieć tych słów na głos i zaczęła płakać.
- Obwiniasz się za to?- pytanie zadał Mistrz delikatnie dotykając jej ramienia.
- Nie, nie obwiniam...- odparła.- To jest moja wina! Gdybym tylko szybciej jej pomogła, gdybym była silniejsza, lepiej znała się na moich mocach wtedy... wtedy ona by.... ona dalej by żyła...
- To nie była twoja wina...- zaczął żółwik.- Skutkami tego wypadku należy obarczyć kierowce, nie ciebie. Musisz to sobie uświadomić.
- Nie... nie mogę. Ona była tak mała, tak naiwna... nie potrafię.
- Jeśli była twoją siostrą i jeśli cię kochała to uważam, że wybaczyła by ci nawet coś takiego.
- Skąd ta pewność!- syknęła nie przyjemnie.
- Bo na tym polega miłość moja droga.- wtrącił się Fu.- Cokolwiek byśmy zrobili lub nie... osoba która nas kocha zawsze nam wybaczy, bez względu na wszystko.
- Naprawdę?- szepnęła.
- Widać nie miałaś w swoim życiu zbyt wielu takich osób, ale tak. To jedna z najdoskonalszych zasad tego świata.- uśmiechnął się promiennie.
Otarła łzy i przestała się trząść. Westchnęła głęboko, aby odzyskać władzę nad głosem. Po chwili skinęła głową i wreszcie podniosła wbity przez ten cały czas w podłogę wzrok. Weiji zaśmiał się głośno. Mistrz również.
- Hm? O co chodzi?- nie rozumiała przyczyny ich nagłego rozbawienia.
- Zrobiłaś to.- odparł żółwik.- I to za pierwszym razem.
- Serio?- spojrzała na pierwszy lepszy przedmiot, w którym mogła zobaczyć swoje odbicie.- Faktycznie!- dołączyła do nich, ale nagle poczuła silny nie pokój.- Czy jest taka możliwość, że ta sytuacja się powtórzy?- spytała.
- Cóż... szczerze mówiąc istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo.- stwierdził Kwami.
- Och...- pochmurniała.
- Jeśli to ci pomoże to możesz przychodzić codziennie na swego rodzaju treningi zapobiegawcze. Ale będą one wymagały od ciebie niestety też zaangażowania. Poza tym nie dasz rady uczestniczyć w wieczornych patrolach.- zaproponował starzec.
- Naprawdę!? Dziękuje!- zawołała i przytuliła go, jednak natychmiast pomyślała, że nie powinna zachować się w ten sposób do takiej osoby, więc się odsunęła.
- W porządku...- odpowiedział na jej zakłopotaną minę.- Dawno już nikt mi tak gorąco nie dziękował.
- W takim razie czuję się zaszczycona.- zażartowała. Wstała i podeszła do małego pomocnika Fu.- Tobie też dziękuje imitacjo żółwia.- rzekła delikatnie przyciskając go do swojego policzka.
- Nie ma za co nielocie.- odparł obejmując jej policzko na tyle na ile potrafił.
W tym momencie, choć jeszcze tego nie wiedzieli, przezywanie się w ten sposób stali się ich tradycją.
- Jeszcze raz dziękuję.- powiedziała stojąc przy drzwiach.- Dowodzenia!
- Tak, do jutra.- pożegnał się.
Dziewczyna uśmiechnęła się raz jeszcze i wyszła. Zapadła chwilowa cisza.
-Polubiłeś ją, Weiji. Nieprawdaż?
- Tak jak i ty.
- A... przypomina mi moje wyobrażenia córki, której nigdy nie miałam.
- To zrozumiałe.
* * *
Edith szła lekkim krokiem w stronę swojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Przyglądała się ukradkiem przechodzącym obok zakochanym parom, plotkującym przyjaciółką, grającym wspólnie kolegom... Była szczęśliwa. Pierwszy raz od wypadku czuła jakby nic złego nie mogło się stać. Wspięła się po schodach na dach swojego budynku. Chcąc pobyć trochę jak zwykła dziewczyna, postanowiła nie używać magii. Położyła się na materacu i wpatrzyła w niebo. Było bardzo późno, więc nawet nie zauważyła kiedy zasnęła.
Tradycyjnie przepraszam, że tak długo nie było
Psycho Elka