poniedziałek, 15 maja 2017

Miraculum Rozdział XXVII

Alya i Marinette czekały w umówionym miejscu. Edith spóźniała się już około 10 minut. To nie było do niej podobne.
*Bing*Bing*
- Alya to twój telefon?- spytała fiołkowo oka, sprawdzając swój.
- Tak.- odparła, spoglądając na niego.- To SMS od Edith. Pisze, że za moment będzie.- powiedziała, odczytując wiadomość.
- Napisz jej, że czekamy...- rzuciła, czekając, aż napisze.- I spytaj się jeszcze czemu mi nie wysłała takiej wiadomości.
- A co? Zazdrosna?- zaśmiała się, wykonując jej polecenie.
- Nie. Ani trochę.- odparowała lekko się naburmuszając.
- Poszło!- zawołała.
*Bing*Bing*
- Szybka jest.- stwierdziła i zajrzała do skrzynki.- Uwaga cytuje... echem... : "Oki. A i Mari to dlatego, że..."
- ... Alya odpisuje od razu, w przeciwieństwie do ciebie, która odpisuje dopiero po sprawie.- usłyszały głos za sobą.
- Cześć!- przywitała się ze spóźnialską, dziewczyna w okularach.
- Hejka!- odparła szeroko się uśmiechając.
- Gdzie się podziewałaś?- spytała Marinette, nieco dotknięta jej wcześniejszą uwagą.
- Musiałam jeszcze skoczyć do domu po pieniądze, przepraszam za spóźnienie.- westchnęła, łapiąc się za kark.
- Nie przejmuj się. I tak nigdy mnie w tym nie pobijesz.- zażartowała.
- Wszyscy w komplecie!- oznajmiła głośno Alya.- Pora zacząć zakupy!
- Jupi~!- zaakompaniowała jej czarnowłosa.
Ruszyły na "łowy". Odwiedziły całe mnóstwo sklepów, czasem przymierzając również śmieszne stroje dla zdobycia nowej energii, na dalsze szukanie. Po spędzeniu w ten sposób około 2 godzin, żadna z nich nie skończyła dnia z pustymi rękami.
Alya kupiła dla siebie sukienkę bez ramiączek, o pomarańczowej górze i białym dole. Część przytrzymująca całość na dziewczynie, była specjalnie zrobiona z nieco pomarszczonego materiału, a ta odstająca posypana brokatem, aby dodać kreacji odrobinę uroku. Do ozdoby miała kolczyki w kształcie małych diamencików i srebrną, grubą bransoletę, a na nogi kupiła pomarańczowo-białe trampki na koturnie.
Marinette zdobyła na przyszłą imprezę czerwoną suknię na jednym ramiączku i przyciętym na bok dołem. Wzdłuż górnej krawędzi dizajnu miała przyszyte drobne różyczki, tak aby nie blokowały swobodnych ruchów, ale dodawały wraz z przytwierdzonymi strzeliście do jej dołu cyrkoniami, szyku osobie ją noszącej. Jako dodatek miała cztery druciane bransoletki i długi wisiorek zakończony biedronką, którą uznała a świetny dodatek. Wszystko pozłacane. Buty, które sobie wybrała były również czerwone, na nie za wysokim podwyższeniu w postaci szpilki.
Natomiast Edith miała ciemnofioletową sukienkę z rękawami do łokci i dekoltem w łódkę. Całą górę miała zrobioną z gładkiego przylegającego materiału, a dół mający kształt trapezu, przepchany był ilością falbanek, koronek i cyrkonii. Do tego kupiła sobie motocyklowe rękawiczki bez palców, fioletowy kolczyk w postaci pióra i czarne rajstopy. Na stopy miała zamiar włożyć niskie, czarne szpilki.
- Naj - lepsze! Zakupy! Świata!!- zawołała podskakując wesoło z torbami pełnymi zakupów.
Niosła też część rzeczy dziewczyn, gdyż te były naprawdę zmęczone. Podziwiały ją za ogrom energii, który mimo tak wielu odwiedzonych sklepów i przemierzonych dzielnic, wcale nie malał.
- Zgodzę się...- sapnęła wyczerpana Mari.
- Ty się nie męczysz?- spytała ledwie żywa Alya.
- O czym wy mówicie? Dla mnie to z ledwością mogłaby być rozgrzewka!- zaśmiała się, widząc przyjaciółki w tak krytycznym stanie.- Dacie radę, jeszcze kawałek do domu Marinette.
- Odpoczniemy trochę.- powiedziały równocześnie.
Chwilę później były na miejscu, siedząc w kuchni fiołkowookiej i zajadając się rogalikami z czekoladą jej rodziców. Ze względu na późną godzinę nie rozmawiały długo. Dziewczyna postanowiła odprowadzić je chociaż kawałek, ze względu na zapadający wieczór. Szły w wesołych nastrojach, aż dotarły pod dom Alyi.
- Już za kilka dni wskoczymy w te cudowności i zawojujemy na parkiecie!- zawołała do nich z balkonu.
- Jasne, że tak!- odkrzyknęła jaj granatowo włosa, robiąc z rąk tubkę.
- Pamiętaj, że spotykamy się u Mari!- dodała jeszcze Edith, machając jej na pożegnanie.
- Oczywiście!- odpowiedziała i zniknęła za szklanymi drzwiami.
- To teraz chyba my się musimy pożegnać.- uśmiechnęła się czarnowłosa szeroko i wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
- O nie, nie!- zaprzeczyła szybko.- Musisz mi pokazać gdzie i jak mieszkasz.- złapała kurczowo rękaw jej, czarnej, motocyklowej kurtki, którą od niedawna zaczęła nosić, mimo coraz cieplejszej pogody.
- A po co ci to?- spytała chichocząc i zgrabnie wyswobadzając się z uścisku.
- Po coś.- odparła stanowczo lekko się czerwieniąc.
- He, he...- zaśmiała się.- Nie odpuścisz, prawda?- spytała szybko rozglądając się dookoła.
Odpowiedziała jej gwałtownym skinieniem głowy.
- No to dobra.- westchnęła i uśmiechnęła się szeroko w sposób dość pewny siebie.- Ale trzymaj się mocno.
Marinette nagle poczuła jak chwyta ją w zgięciach kolan oraz za plecy, a później odrywa ją od ziemi. Gwałtowne uderzenie wiatru zmusiło ją do zamknięcia oczu. Dopiero moment później zdołała na powrót ​je otworzyć. Rozejrzała się, a jej serce nagle przyspieszyło ze strachu. Unosiła się w powietrzu, niesiona przez przyjaciółkę, przelatywała nad miastem, będąc nawet wyżej niż sam czubek wieży Eiffla. Zacisnęła mocno ramiona wokół jej szyi, po czym krzyknęła krótko, zauważając, że na tej wysokości dużo trudniej się oddycha. Zastanawiała się czy Edith zawsze tak to odczuwała, czy może zdążyła się już przyzwyczaić. Zanurkowały gwałtownie i zaczęły lecieć wzdłuż jednego z kanałów w tak nie dalekiej odległości od wody, że przelatując koło niej zostawiały za sobą pienisty ślad. Mari zaczęła panikować, że tam wpadnie, a nie była najlepsza w pływaniu.
- Wyżej!- zawołała.
Jej przyjaciółka wykonała polecenie natychmiast. Teraz było dużo lepiej. Spojrzała w dół, a widząc niezwykłe przygasające miasto, zrozumiała dlaczego można tak bardzo kochać latanie. Chciała widzieć więcej.
- Wyżej!- znów zawołała, ale tym razem z entuzjazmem, a nie strachem.
Usłyszała cichy śmiech czarnowłosej, po czym zaczęły wolno wznosić się coraz wyżej i wyżej, aż znalazły się w pobliżu chmur. Były szare i nie przyjazne, zapowiadały nadejście deszczu, albo raczej konkretnej ulewy.
- Musimy się pospieszyć.- zauważyła, a jej żywy transport bez ostrzeżenia zwiększył tempo, omal nie zdmuchując jej z siebie.
Wylądowały na dachu jakiegoś przypadkowego budynku. Rozejrzała się odrobinę i zauważyła mnóstwo rzeczy na kształt np: biurka, łóżka, stolika... wszystko wykonane w sposób prowizoryczny. Gdzieś w kącie dostrzegła książki ze swojej szkoły, identycznie jak jej. Wtedy ją olśniło.
- Tu mieszkasz?- spytała bojąc się odpowiedzi.
- Tak!- odpowiedziała entuzjastycznie, po czym zaczęła czegoś szukać.
Mari została całkowicie zbita z tropu. Jak ona mogła żyć w takich warunkach? Nawet nie ma zadaszenia, jak radzi sobie w deszczowe dni, albo te upalne, gdzie trzyma jedzenie? Mnóstwo pytań nasuwało się na jej język, ale jednak odważyła się zadać jedynie jedno.
- Jak długo?- wydukała, czując załamujące się pod nią kolana.
- Hm?- mruknęła, nachylając się po jakąś wielką zwinięta folie.
- Od kiedy tu mieszkasz?- powiedziała, starannie dobierając słowa.
- Może pół roku?- odparła, nie zwracając uwagi na zatroskaną minę przyjaciółki.- Jeszcze trochę i nazbieram na zwykłe mieszkanie, ale do tego czasu muszę sobie radzić inaczej.- zaczęła zakrywać wszystko wcześniej przygotowaną folią.
- A teraz co robisz?- spytała, łapiąc ją za ramię.
- Chowam rzeczy przed deszczem.- zaśmiała się jakby było to coś oczywistego.- Nie chce mieć zamoczonych książek i łóżka.
- W takim razie gdzie będziesz spać?
- Coś się znajdzie. Hi, hi.- zarzuciła ostatnią folię na materac.
- Z czego ty się śmiejesz!?- Marinette wybuchła gniew. Nie mogła uwierzyć w jej lekkomyślność.- Nie jesteś świadoma tego w jakiej sytuacji się znajdujesz?! Jeśli myślisz, że cię tak zostawię to się grubo mylisz!- otworzyła torebkę, z której wyleciała mała czerwona Kwami.- "Tikki, kropkuj!"
Chwilę później była już w swoim kostiumie. Zarzuciła jojo na pobliski budynek i złapała Edith w tali.
- Dziś nocujesz u mnie.- powiedziała, skacząc w dół.
Naraz usłyszała, że jej przyjaciółka jest całkowicie rozbawiona. Widocznie lubiła rzeczy tego typu. Skakały między domami oraz uliczkami, aż wylądowały na balkonie Mari. Weszły przez uchylone okno do jej pokoju, gdzie bohaterka wróciła do swojej cywilnej postaci. W tym samym momencie, na zewnątrz rozległy się grzmoty, po czym bez żadnej zapowiedzi zaczęły padać potężne krople. Szybko zamknęły okno, a zaraz potem granatowowłosa podała przyjaciółce jedną ze swoich zapasowych piżam.
- Nie pozwoliłam ci nawet niczego wziąć.- spojrzała na nią przepraszająco.
- Nie przejmuj się!- zaśmiała się.- Dzięki, że mnie przenocujesz.
- To żaden problem.- uśmiechnęła się i zaczęła ją pchać w stronę łazienki.- A teraz marsz pod prysznic!
- Tak jest mamusiu!- odparła psotnie i zamknęła za sobą drzwi.
Kiedy miała pewność, że Mari odeszła od nich, usiadła na podłodze, ukrywając twarz w dłoniach, czując jak po policzkach spływają jej gorące łzy. Wyjrzała przez małe okienko i spojrzała na niebo. Uśmiechnęła się i zaśmiała przez łzy, ocierając je wierzchem dłoni.
- Wiesz...- odezwała się cicho.- Dawno nie byłam tak szczęśliwa. He, he.



Postanowiłam zrobić dla was coś, dzięki czemu łatwiej będzie wam wyobrazić sobie Edith. Rysunek robiłam sama, ale mimo wszystko nie jest dokładnym odzwierciedleniem moich wyobrażeń o niej. Ale może trochę pomoże he, he... :D

4 komentarze:

  1. Super rozdial czekam z niecierpliwścią na next
    Pozdrawiam
    Buziaki😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Także za miłe komentarze pod moimi rozdziałami!

      Usuń
  2. Cudowny rozdział czekam z niecierpliwością na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki. Za komentarze, za czytanie mojego ff

      Usuń