środa, 12 października 2016

Miraculum Rozdział XVl

- Halo! Żyjecie!- nawoływała znieruchomiałych przyjaciół.- Wyglądacie uroczo.- użyła podstępu.
Jak myślała od razu ożyli i Biedronka odsunęła się odrobinę od Kota.
- Co? Ty? Jak? Skąd? Co? Jakim cudem?- nie dowierzała własnym oczom nakrapiana dziewczyna.
- He! he!- zachichotała, ale było widać, że pokaz ją wykończył- Mówiłam, że mam dla was niespodziankę. Eh...- złapała się za bolącą głowę.
- Biedrona, ty to z nią uknułaś?!- Kot jeszcze się oswajał ze wszystkim co zobaczył.
- Nie! Znaczy się, ona kazała mi się śledzić, ale nie wiedziałam co chce nam pokazać.- tłumaczyła się.
- Ok! Ale co jej jest? Wygląda jakby cierpiała.- wskazał na dziewczynę, siedzącą po turecku na trawie i trzymającą się za głowę.
- Eh... mmm... Ałć!- jęczała z bólu- za... dużo... nie... wytrzymam.
- Ed...- Biedronka szybko zakryła usta, żeby nie zdradzić tożsamości przyjaciółki.- Co się stało? Dlaczego tak mówisz?
- Za... dużo... n-nie... nie... nie mogę. Eh!- wydukała dalej ściskając głowę- To... wszystko... przez... te... ćwiczenia.- oddychała ciężko.- O-bu-dziłam. Eh! Swoje moce. Zbyt... dużo... energii. Lepiej... uciekajcie. Za-raz... Eh! stracę.. kontrole.- nie wytrzymywała, klęknęła i przyłożyła głowę do ziemi. Z bólu zaczęły płynąć jej łzy. Ręce trzymała na uszach. Cała się trzęsła- Uciekajcie!- wrzasnęła.
Ukryli się  na dachu najbliższego budynku. Był stary i opuszczony, jak większość budynków tej okolicy. Nowa zaczęła krzyczeć. Głos miała niewiarygodnie donośny. Jej wołania prawie zdmuchnęły partnerów z dachu. Zauważyli, że skrzydła pomału wracają na swoje miejsce. Wyglądało to tak jakby rosły od nowa. Dalej krzyczała.
- Nie mogę na to patrzeć.- Biedronka ze łzami w oczach, odwróciła się do Kota- To moja wina!- łkała.
- Nie obwiniaj się.- podszedł do niej i przytulił.- Tego nikt nie mógł przewidzieć. Nawet ona sama nie była świadoma, że coś takiego może się stać.- powiedział smutno, patrząc przez ramię wtulonej w niego bohaterki na Nową.
Już nie krzyczała. Palcami skrobała ziemię. Ból nie ustąpił. Jej twarz zaczęła lśnić, skrzydła także.
- Nie mogę. Nie mogę jej pomóc.- osunęła się od Kota.- Muszę ją wesprzeć.- ruszyła w jej stronę.
Czarny Kot jednym ruchem złapał ją za rękę. Odwróciła się i spojrzała na niego spuchniętymi od łez oczami.
- Moja Kochana,- zaczął.- nie chcę cię zatrzymać. Wiem jak ważni są dla ciebie przyjaciele, ale pozwól mi iść z tobą.- przysunął ją do siebie.
- Dobrze. Chodźmy!- otarła twarz, pociągnęła nosem i ruszyli wesprzeć przyjaciółkę.
Skrzydła rosły i rosły zadając dodatkowy ból. Jednak centrum jej cierpienia była twarz. Zakrywała ją rękami. Wyglądało to tak jakby ktoś wypalał na jej twarzy tatuaż.
- Dasz radę. Jesteśmy tu z tobą.- mówił do niej Kot.
- Kazałam! Eh! Wam uciekać!- wystraszyła się ich obecności.
- Nie mogliśmy cię zostawić.- tłumaczyła Biedronka.
- Tu jest niebezpiecznie!- otworzyła w końcu oczy.
To co zobaczyli przeraziło ich. Na miejscu oczu znajdowała się delikatna poświata. Oparła ręce o ziemie i rozłożyła szeroko, wciąż rosnące skrzydła. Wszystko zaczęło się trząść. Drobne kamyczki, patyki itp. uniosły się bezwładnie do góry, jak gdyby grawitacja zanikła. Edith miała twarz pełną złości.
- Co się dzieje?!- krzyczał do partnerki.
Oboje zaczęli się unosić, podobnie jak kamyki. Nowa zniżała się do ziemi. Wystartowała. Ziemia zatrzęsła się, wszystko opadło z powrotem. Zniknęła w chmurach. Bohaterowie wstali obolali.
- Co to było?- spytał Kot masując się po karku.
- Nie mam pojęcia.- oboje spojrzeli tępo w niebo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz