poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Miraculum Rozdział XXV

Adrian wyszedł na miasto, żeby odpocząć trochę od szkoły, sesji, zajęć, Natalii i przede wszystkim od ojca. Był już wszystkim naprawdę zmęczony, ale musiał być posłuszny jeśli chciał chodzić do szkoły. Plagg, ku jego zaskoczeniu, cały dzień siedział cicho, nie odzywając się ani słowem. Zastanawiało go czy Kwami przypadkiem nie wyczuł jego kiepskiego humoru i postanowił mu dziś odpuścić. Teraz siedział spokojnie w wewnętrznej kieszeni jego koszuli. Zgiełk na drogach nieco go uspokoił. Może i jest to dziwne, ale kiedy innych ten pęd i harmider na drogach doprowadza do szewskiej pasji, to z nim jest wręcz przeciwnie. Relaksują go, pozwalają odbić się od ciszy, wypełnionego echem, wielkiego domu. Odetchnął głęboko, zatrzymując się na chwilę. Na jego twarzy pojawił się koci uśmiech, a silny podmuch przeczesał jego złotawe, blond włosy. Szmaragdowe oczy zalśniły, a on niepostrzeżenie ukrył się w jakiejś uliczce. Odchylił koszulkę, z pod której wyleciał czarny, kotopodobny stworek i spojrzał na niego wymownie.
- Wiem, wiem.- mruknął, z lekka niezadowolony.
- Plagg, wysuwaj pazury!- zawołał chłopak.
W mgnieniu oka stał się Czarnym Kotem. Wskoczył na najbliższy dach. Biegał w swoim stroju po całym Paryżu, czując jak jego zmartwienia ulatują, z każdym krokiem. Przystanął na jednym z domów i usiadł wygodnie. Miał przed sobą świetny widok na Luwr. Koło piramid zauważył znajomą postać. Zeskoczył w dół i wrócił do swojej zwykłej postaci. Podszedł do znajomej od tyłu.
- Cześć Marinette!- powiedział wesoło.
- A-adrian?!- zawołała zaskoczona.
- Widzę, że mocno cię przestraszyłem.- zaśmiał się, chcąc rozluźnić atmosferę.
- T-tak... znaczy nie! Nie, nie! Ani trochę!- zakłopotała się.
- Hihi.- zachichotał rozbawiony.- Co tu robisz?
- Em... pro-projektuję... takie tam... ba-azgroły.- stuknęła długopisem w zeszyt.
- Naprawdę?! Mogę zobaczyć?!- podekscytował się.
- Um...- spojrzała nie pewnie na notatnik, przygryzając wargę.- P-pewnie, t-tylko to... to nie... nie są jakieś super prace. Dużo lepsze ma twój ojciec, pewnie też dlatego, że jesteś świetnym modelem.- zamyśliła się na moment.- To znaczy nie mówię, że twój tata jest kiepski!- wybuchnęła.- Chciałam tylko pokazać w ten sposób jaki jesteś świetny i przystojny... eh... znaczy się... eee... proszę!- podała mu zeszyt, zakrywając nim swoją twarz.
Chłopak nieco zmieszany wziął w dłonie szkicownik i zaczął z ciekawością małego dziecka przeglądać kartki. Każda następna przewrócona strona powiększała uśmiech na jego twarzy.
- To jest świetne!- zawołał.
- N-naprawdę tak my-myślisz?- Adrian skinął głową.- D-dzięki...- zgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho.
- Masz prawdziwy talent.- zatrzymał się na jednym z rysunków.- Czym się tu inspirowałaś?
Wskazał na kartkę. Dziewczyna nieśmiało zajrzała mu przez ramię. Szkicem, który tak zaciekawił chłopaka okazała się być czarna rozpinana bluza z dużą, zieloną, kocią łapą ma środku i doszytymi do kaptura niby kocimi uszami. Mari przypomniała sobie dzień, w którym ją zrobiła. To wtedy Kot uratował ją przed dzieciakami w uliczce. Miło wspominała tamten moment. Uspokojona szczęśliwym wspomnieniem, podjęła się rozmowy.
- Czarny Kot.- odparła trochę nie jasno, więc Adrian spojrzał na nią, domagając się wzrokiem dłuższych wyjaśnień.- Uratował mnie nie dawno... n-nie wiem czy wiesz... chciałam zrobić coś dla niego, a-ale trudno wymyślić coś dla kogoś kogo prawie się nie zna. Dlatego zrobiłam coś c-co by go reprezentowało.- zakończyła swój krótki wywód.
- Nieźle...- skomentował, wpatrując się w szkic jak zaczarowany.
- Em... a ty co tu robisz?- spytała.
Speszył się niezauważalnie.
- Przechodziłem... wracam z sesji!- wymyślił szybko.
- Pieszo?- była trochę zaskoczona, bo doskonale wiedziała, że zazwyczaj wraca ze swoim szoferem limuzyną.
- Eee... tak. Chciałem się trochę przejść. Rozprostować nogi i... takie tam...- powiedział pół prawdę, pół kłamstwo.- Chcesz może gdzieś ze mną się przejść?- zaproponował, zauważając sposobność do lepszego poznania przyjaciółki.
- Eee... t-to gdzie.- wydukała odwracając wzrok.
- Gdziekolwiek... do kawiarni, parku, kina, albo zwyczajnie na spacer. Na co masz ochotę!- zaproponował.
- Em...- zastanowiła się chwilę.- T-to w takim razie... ehem... chy-chyba wybiorę spa-cer.- odparła starając się uśmiechnąć tak aby wyglądać na mniej zadowoloną niż była.
- Świetnie! To dokąd idziemy?- spytał przystawiając się do jej boku.
- A czemu ja muszę decydować?- zadała pytanie płynnie i bez żadnych gniewnych nut.
Chłopak był zaskoczony, że mimo ostrego brzmienia jej wypowiedź uznał raczej za zachętę, a nie oburzenie. Zastanowił się jak to możliwe.
- Bo dużo lepiej znasz Paryż.- odparł zgodnie z prawdą.- Dlatego uważam, że mógłbym w ten sposób zobaczyć nowe rzeczy.
- Hihi i tu się mylisz.- rozluźniła się i przestała jąkać, co jeszcze bardziej zdezorientowało jego tok myślenia.- Ponieważ wiesz mniej, są pewnie miejsca które chciałbyś zobaczyć. Załóżmy, że chcesz zobaczyć Luwr, a ja zabiorę cię do parku...
- Ale my już jesteśmy pod Luwrem.- wtrącił się.
- Czysto teoretycznie.- powiedziała, po czym kontynuowała.- ... co będziesz wtedy z tego miał? Pewnie nic. W końcu nie będziesz zadowolony z tego co ci pokażę. Jednak jeśli to ty wybierzesz trasę, na pewno obejrzysz co tylko będziesz chciał, a ja również będę zadowolona, bo kocham całe to miasto, więc nie ważne gdzie mnie zabierzesz i tak będę usatysfakcjonowana.- zaśmiała się, zauważając zmieszaną minę chłopaka.
- Jesteś dużo mądrzejsza niż się zdajesz.- stwierdził wciąż lekko oszołomiony.
- To ma być komplement?- spytała zaczepnie.
- Pewnie.
Pomyślał, że teraz gdy przestała się jąkać, strasznie kogoś mu przypomina, nie miał jedynie bladego pojęcia kogo.
- To dokąd najpierw, panie przewodniku?- wyrwała go z zamyślenia.
Miał już gotową odpowiedź, ale była niemożliwa do wykonania. Miejsce, do którego chciał się udać było dostępne tylko dla niego i Biedronki, no i ewentualnie ludzi spuszczających się na linie z helikoptera, ale na to jeszcze chyba nikt nie wpadł.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem...- zaczął.- ... że może pójdziemy do ciebie?
- Do mnie?!- zrobiła przerażoną minę.- Em...- błądziła wzrokiem we wszystkie strony jakby chciała gdzieś tam znaleźć odpowiedź.- M-mam straszny bałagan w pokoju. Wolałabym żebyś t-tego nie widział.- złapała się nerwowo za kark i wyprostowała niczym struna.
- Naprawdę?- powiedział zrezygnowanym tonem. Bardzo mu zależało, żeby ją odwiedzić, choć osobiście nawet nie wiedział czemu.- Wielka szkoda...- zamyślił się na chwilę.- A może poczekam moment, ty trochę tam sprzątniesz i będzie po problemie? Co ty na to?- zasugerował.
Popatrzył na niego niepewnie, zaintrygowana tym, że tak bardzo chciał do niej przyjść. Pomyślała, że Alya mogła mu coś nagadać, ale co by to mogło być? W każdym razie zachowywał się nieswojo, inaczej niż zwykle. Coś pewnie było na rzeczy.
- Możemy zagrać w Ultimate Mecha Strike III.- zaproponował, specjalnie dobierając ton swojej wypowiedzi na bardziej przekonującą.
I tu ją miał. Od razu an jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Doskonale wiedział, że uwielbia tę grę oraz, że jest w niej niepokonana, ale lubił patrzeć na jej "taniec zwycięstwa". Był komiczny i naprawdę wyrażał uczucia dziewczyny w niemal stu procentach.
- Noo~...- odezwała się.- Niech będzie! Ale zajmie mi to chwilkę, więc musisz być cierpliwy.
- Tak jest!- zasalutował żartobliwie.
Marinette od razu zidentyfikowała ten gest z Czarnym Kotem. Zastygła na moment czekając, aż usłyszy słowa typu "Moja Kochana" lub "Biedrona". Jednak szybko przypomniała sobie, że po pierwsze nie jest teraz w stroju Biedronki, a po drugie to Adrian stał przed nią, a nie ten uparty sierściuch. Ruszyła przodem kierując się do swojego domu. Weszli do piekarni głównym wejściem, ale od razu tego pożałowali. Sklep przechodził prawdziwe oblężenie, ledwo było można znaleźć miejsce by stanąć, a co dopiero przejść. Dziewczyna naprężyła mięśnie i twardym krokiem, taranem zanurzyła się w gąszcz ludzi, przy okazji torując drogę chłopakowi. Dotarłszy do lady zauważyła rodziców, biegających w tę i wew tę, szukając przysmaków, zamówionych przez klientów.
- Co się dzieję?- spytała, śmigającego koło niej ojca.
- Nie wiem córeczko. Nagle nasza piekarnia została oblężona!- zawołał i pobiegł po następne wypieki.
- No nieźle.- mruknął pod nosem Adrian, ale zauważył, że jego przyjaciółka miała zmartwioną minę.
Odwróciła się do niego w przepraszającym geście.
- Przepraszam!- powiedziała smutno.- Chyba nie damy rady dziś pograć. Muszę pomóc rodzicom.
- Ale dla mnie to nie problem.- odparł już wcześniej przygotowany na podobny obrót akcji.- Założę się, że przyda wam się jeszcze czwarta para rąk!- mrugnął do niej porozumiewawczo, zakasując rękawy.- Tylko mów co robić!
Na jej buzi pojawił się szeroki uśmiech, a w jej oczach dostrzegł jakby zapalające się i migające iskierki. Podobał mu się taki widok.
- Do roboty!- krzyknęła pokrzepiająco i zaczęła organizować, pracę w całym sklepie.
Chłopak był pod dużym wrażeniem. To nie była niezdarna, strachliwa i jąkająca się Marinette jaką znał dotychczas. Widział zupełnie nową wersję tej osoby: zdecydowaną, zorganizowaną, urodzoną liderkę. Gdy tylko chwyciła za stery, wszystko zaczęło iść o wiele sprawniej, mimo, że wcale dużo nie musiał robić. W tym szybkim i wesołym tempie w ciągu dwóch godzin zdołali przetrwać prawdziwy szturmy z nie lada sukcesem. Mama podeszła do córki.
- Dziękuję za twoją pomoc Kochanie.- powiedziała uśmiechając się do niej ciepło.- Dalej damy już radę. Weź swojego gościa i idźcie spędzić trochę czasu na zabawie.- pocałowała ją w policzek.
- Dobrze.- odparła, zdejmując fartuch, który wcześniej zarzuciła w pędzie na swoją szyję.- Adrian!- zawołała chłopaka, kierując się na zaplecze.
- Już, już!- odpowiedział, odkładając tacę z ciastkami, którą właśnie stawiał na wystawie.
Poszli razem do góry, wspinając się po jasnych schodach.
- Poczekaj momencik...- poprosiła, zatrzymując go przy tych prowadzących do jej pokoju.
Skinął jedynie głową, a ona szybko zniknęła w otworze, prowadzącym na poddasze. Usłyszał jak biega z kąta w kąt.
- Tikki szybko zdejmuj plakaty!- szepnęła do Kwami w swojej torebce.
Mały stworek bez słowa sprzeciwu, wyleciał ze swojej kryjówki i kilkoma sprawnymi ruchami wykonał zadanie. Natomiast dziewczyna w tym czasie pozbierała leżące na podłodze skrawki materiałów i schowała wszystkie zdjęcia, które wolała ukryć przed wzrokiem chłopaka do szuflady. Potem jeszcze tylko zmieniła tapetę w komputerze i zaprosiła go do środka.
- Dawno mnie tu nie było.- stwierdził rozglądając się po pomieszczeniu.
- Hm... racja.- stwierdziła wpatrując się w sufit.- Ostatnio chyba wtedy gdy razem mieliśmy reprezentować szkołę, co nie?
- Zgadza się.- uśmiechnął się szeroko.- Teraz żałuję, że nie przyszedłem wcześniej. Atmosfera w twoim domu jest naprawdę niepowtarzalna.
- D-dzięki...- powiedziała, czerwieniąc się delikatnie.
Usiedli przy biurku, a gdy chcieli sięgnąć po pady, złapali za ten sam, i znów, i znów, i tak kilka razy, aż wreszcie udało im się dostać je do ręki.
- To samo...- skomentowała Marinette i spojrzała na chłopaka nostalgicznie.
Wydało mu się, że nic go nie zaskoczy, ale jednak ku jego zdumieniu przez jego głowę przebiegła głośna i wyraźna myśl, że dziewczyna z którą miął właśnie zagrać jest naprawdę śliczna. Poczuł dziwne ukłucie w piersi, po czym na jego twarz wpełzł niechciany, ale mimo wszystko ledwo widoczny rumieniec. Coś stanęło mu kołkiem w gardle, utrudniając mu oddychanie oraz mówienie.
- T-tak...- odparł cicho.
Odpalili komputer i zaczęli grać z dużym zapałem, nie przerywając rozmowy. Gdzieś w tle przerzucały się żartobliwe przezwiska, a Tikki siedząc w swojej kryjówce za regałem książek przyglądała się szczęśliwej przyjaciółce. Widziała, że oboje naprawdę dobrze się bawią, choć byłoby lepiej, gdyby co 10 minut nie wchodzili do nich rodzice jej właścicielki. Chłopak wrócił do domu późno wieczorem, narażając się przez to na gniew ojca, ale nie przejmował się tym zbytnio. Zwyczajnie cieszył się chwilą, a w drodze powrotnej, tym razem już w swojej zwykłej cywilnej postaci, wciąż nie świadomie przywoływał w myślach uśmiechniętą twarz dziewczyny, jej śmiech i uroczy blask we fiołkowych oczach. Tylko jedno go nurtowało. Wydawało mu się, że skądś już doskonale to znał. Ale... skąd?

Wiem, że jakiś czas temu już powiedziałam, że wstawię ten rozdział, ale zaczęły się testy egzaminacyjne i wiecie, nie miałam też dużo czasu będąc w weekend na weselu kuzyna. Tak przy okazji, to raz jeszcze wielkie gratki dla ciebie! Dlatego bardzo przepraszam! A gratulacje, dla tych którzy pisali teraz kompetencje. Daliście radę! No i ogólne pozdrowienia ode mnie dla wszystkich! Psycha

4 komentarze: