niedziela, 3 kwietnia 2016

Miraculum Rozdział I

Słoneczny dzień w Paryżu. Siedziałam na dachu jakiegoś niewysokiego budynku i obserwowałam stamtąd ludzi. Wyglądali naprawdę prze zabawnie jak mrówki krzątające się w korytarzach mrowiska. Miałam ochotę lepiej się temu przyjrzeć, ale wolałam nie ryzykować tego, że ktoś mnie zauważy. Nie,jeszcze nie pora się ujawniać. Muszę czekać. Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos.

- "!Czas wypędzić złe moce!"
Już wiedziałam co to znaczy. Może i jestem tu nowa jednak doskonale znam Paryż, a zwłaszcza jego obrońców. Wzbiłam się lekko w powietrze, kierując się w stronę dźwięku wybuchów, uderzeń i krzyków. Najwyższa pora przedstawić bohaterom nową postać. Hihi... jestem ciekawa ich reakcji, choć pewnie nie będzie tak zabawna jak moje wyobrażenia. I jeszcze to dziwne uczucie w piersi. Chyba szykuje się coś złego... ale to właściwie nic niezwykłego w tym mieście.
* * *
- O NIE!!!!! Nie, Nie, Nie, Nie!! Znów się spóźnię!!- wołała granatowo-włosa dziewczyna.
Miała błyszczące, fiołkowe oczy i piegowatą twarz z lekkimi rumieńcami. Na sobie miała białą bluzkę z gałązką usianą różowymi kwiatami wiśni, znaku rodzinnego kraju jej matki, różowe jeansy z nogawkami podwiniętymi tak by były ponad kostkami, a jej włosy spięte w dwa kitki na karku.
- Nie zakładaj butów na ręce Marinette!- upomniał stworek latający wokół dziewczyny.
Był może wielkości jej dłoni. Główkę miał nie proporcjonalnie większą od reszty ciała, które z kolei było całe czerwone, nie licząc trzech czarnych kropek na policzkach i szczycie twarzy stworka. Miała też dwa czułki, co łudząco upodobniało go do wielokrotnie powiększonej biedronki. Jej Kwami.
- Tikki, jestem taka rozkojarzona. Wczorajszy patrol daje mi się we znaki. Znasz może jakiś sposób na moją senność.- powiedziała, ziewając przy tym przeciągle.
- Moja droga musisz kłaść się wcześniej, a nie rozmyślać o Adrianie.- odparła z ironicznym uśmieszkiem Kwami.
- Nie moja wina, że on jest taki cudowny.- powiedziała Marinette robiąc maślane oczy.
- Dobrze, dobrze. Teraz choć bo już jesteś spóźniona na lekcje.- pospieszyła ją Tikki.
Zarzuciła na siebie brązowy żakiet, wskoczyła w czarne baleriny i porwała swój różowy plecak z krzesła. Zbiegła do kuchni pożegnała uściskiem mamę, potem pospieszyła w dół do piekarni rodziców, odebrała misternie zapakowane śniadanie od taty, pocałowała go w policzek na do widzenia i prędko wyszły.

6 komentarzy:

  1. Hej :)
    Słyszałam o tym serialu, ale zbytnio się w niego nie zagłębiałam. Byłam trochę sceptycznie do tego nastawiona, ale na razie mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też początkowo mnie nie interesował. Odpychała mnie nazwa. W końcu się przemogłam, obejrzałam i pokochałam. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ten słodki stan zakochania i totalnego przy tym rozkojarzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ten słodki stan zakochania i totalnego przy tym rozkojarzenia ;)

    OdpowiedzUsuń